Opel pokazał nowego Grandlanda. Jest więcej miejsca i innowacji, ale jedna rzecz nie zachwyca

Adam Nowiński
01 listopada 2024, 12:10 • 1 minuta czytania
To, czego nie można zarzucić Oplowi, to brak konsekwencji. Marka zapowiadała, że będzie elektryfikować każdy nowy model i nie odpuszcza. Widać to w Grandlandzie, którego kolejną odsłonę testowałem pod Frankfurtem. Jego elektryczna wersja jest w porządku i w sumie już czekam, co przyniesie hybryda plug-in, która zadebiutuje w przyszłym roku.
Nowy Grandland jest jeszcze większy i cięższy od poprzednika. Fot. Adam Nowiński / naTemat.pl

Opel sporo powiększył nowego Grandlanda, bo jest o 173 mm dłuższy, 36 mm wyższy i 49 mm szerszy od poprzednika (4,65 m / 1,93 m / 1,66 m). Ten fakt plus elektryfikacja (a więc dodatkowy ciężar baterii) przełożyły się także na większą masę całego pojazdu – 2,2 tony ma wersja z silnikiem o mocy 213 KM i 345 Nm oraz akumulatorem 73 kWh, a 2,3 tony model z pojemniejszą baterią 82 kWh. Tę masę czuć podczas jazdy, ale o tym później.

Co do wyglądu, to Grandland prezentuje się naprawdę świetnie. Ma zdecydowanie nowocześniejszy "look" od poprzednika. Dostał nowy Opel Visor, bardziej opływowe kształty oraz nową, przeprojektowaną klapę bagażnika. 

Na uwagę zasługują także lampy Intelli-Lux HD, które po raz pierwszy w nowym Grandlandzie składają się z ponad 50 000 elementów. Świecą naprawdę znakomicie i jeśli wierzyć temu, co zobaczyliśmy na materiałach wideo, bo nie testowaliśmy pojazdów po zmierzchu, to naprawdę zamieniają noc w dzień, doskonale doświetlają pobocze i wycinają z wiązki nadjeżdżające samochody. 

Na dodatek Opel chwali się swoimi osiągnięciami w dziedzinie eko, dlatego zrezygnowano z chromowanych wstawek na karoserii (więc mamy podświetlane logo Opla z tyłu oraz wytłoczoną na klapie nazwę modelu), a wewnątrz auta zastosowano sporo materiałów z recyklingu (500 kg z całej masy auta).

A skoro mowa już o wnętrzu, to w środku nowego Grandlanda też jest nowocześnie. Przede wszystkim uwagę przykuwa przebudowany tunel środkowy, tzw. Pixel Box z gniazdami ładowania, ładowarką indukcyjną, który dodatkowo jest całkowicie zamykany i chłodzony, co ma chronić urządzenia przed przegrzaniem.

Bardzo przydatne, zwłaszcza jak mamy smartfona podłączonego do ładowania i odpalony na nim Android Auto. Wielu z nas wie, jak bardzo to podnosi temperaturę urządzenia.

A co jeśli chcemy zajrzeć i sprawdzić, czy nie przyszła nam żadna wiadomość lub powiadomienie? Inżynierowie Opla zamontowali szybkę, przez którą widać, co jest w środku.

Mamy także nowe wyświetlacze: główny o przekątnej 16 cali z dość czytelnym i sprawnie działającym systemem operacyjnym oraz bardzo minimalistyczny ekran za kierownicą z kilkoma cyfrowymi wskaźnikami. Na przykład w wersji elektrycznej brakuje na nim odczytu... aktualnego zużycia prądu.

Ale nie martwcie się, bo w opcji można dokupić wyświetlacz przezierny Intelli-HUD z bardzo rozbudowanym interfejsem, na którym znajdziecie nie tylko wspomniany odczyt konsumpcji baterii, ale także wskaźnik prędkości i jej aktualne ograniczenia oraz mapę nawigacji.

Jak na tak duże auto miejsca jest zaskakująco mało. Co prawda jest go wystarczająco zarówno w pierwszym, jak i drugim rzędzie siedzeń, ale wydawałoby się, przynajmniej z zewnątrz, że będzie go więcej. 

Co do bagażnika, to konstruktorzy zastosowali ciekawy trick z uniesioną półką, która wystaje ponad linię tylnej kanapy, przez co zyskano pewnie jakieś 20 litrów dodatkowej przestrzeni bagażowej. Chociaż tej jest całkiem sporo, bo aż 550 litrów. 

Tutaj też pojawiło się sprytne rozwiązanie, czyli zatrzaski na ściankach bagażnika, które pozwalają w łatwy sposób zablokować w powietrzu podniesione wieko podwójnej podłogi. Że też inne marki nie pomyślały o takim prostym a przydatnym rozwiązaniu...

Co do innych cech wnętrza, to niestety muszę popsioczyć na fotele, bo mają trochę za krótkie siedzisko i nie wiem, czy to tylko kwestia manualnej obsługi, ale nie mogłem dobrze dopasować sobie fotela, żeby jechało mi się komfortowo. A to oparcie było za bardzo spionizowane, a to siedzisko za daleko oddalone... i tak w kółko. 

Tak poza tym jazda nowym Grandlandem jest całkiem przyjemna, szczególnie w mieście. Zawieszenie poprawnie wytłumia nierówności, a wyciszone nadwozie oraz szyby skutecznie tłumią większość hałasów z zewnątrz, w tym pracujący silnik w wersji hybrydowej. 

Niestety w trasie zarówno dostępna hybryda z silnikiem 1.2 (136 KM), jak i elektryk z baterią 73 kWh miały za mało mocy na autostradzie. Jak na auto elektryczne Grandland ma za mały moment obrotowy przy tak dużej masie, co niestety jest odczuwalne podczas wyprzedzania czy też przy osiąganiu wyższych prędkości autostradowych. 

Podobnie hybryda, która dodatkowo na autostradzie czy przy pokonywaniu wzniesień przeraźliwie wyje. Dlatego nie mogę się doczekać jazd wersją PHEV, bo tam przy silniku 1.6 może być znacznie lepiej.

Cena?

I tutaj mam w sumie największy problem, bo jeśli szukacie przestronnego auta do miasta, to hybryda, której cena zaczyna się od 144 900 złotych, może być całkiem w porządku wyborem.

Ale już 198 900 złotych za elektryka w podstawie z mniejszą baterią 73 kWh z zasięgiem 523 km WLTP to już mocna przesada. Wariant z większą baterią 82 kWh i zasięgiem 582 km WLTP to już koszt 218 900 złotych. Moim zdaniem za dużo.  

Czytaj także: https://natemat.pl/316261,opel-o-mocy-300-km-jak-jezdzi-ile-pali-grandland-x-hybrid4-test