Czy polscy Żydzi należą do polskiej historii?
Likwiduje się właśnie kino Femina w Warszawie, niezwykły pomnik kultury, historii. Bo Femina to nie tylko dzisiejsze nowoczesne kino cyfrowe – to jedyne ocalałe miejsce ze zburzonego kompletnie getta, w którym funkcjonował teatr, w którym odbywały się koncerty symfoniczne. To miejsce tak ważne historycznie likwiduje się, bo to nie nasza kultura, nie nasza historia. Nasza będzie... Biedronka!
Ja wiem, że jak śpiewał Okudżawa: „każda epoka ma swój porządek i ład”. Rozumiem troski spadkobierców, którzy odzyskali zdewastowaną kamienicę, zbudowaną w 1937 roku przez ich dziadka. Rozumiem kłopoty finansowe miasta, które nie ma pieniędzy na kulturę. Rozumiem nawet inwestorów z Jeronimo Martins, których nęci atrakcyjna lokalizacja. Nie piszę, by utyskiwać na głupich urzędników, czy kierujących się nikczemną żądzą zysku kapitalistów. Piszę, byśmy się zastanowili, czy aby likwidacja tak wyjątkowego historycznie miejsca nie wynika z naszego małego zainteresowanie, małej identyfikacji z historią polskich Żydów, naszych przyrodnich braci, naszych współobywateli.
Mam takie dziwne przekonanie, że gdyby jakimś cudem ocalał budynek teatru, w którym podczas Powstania Warszawskiego swe wiersze deklamował Krzysztof Kamil Baczyński, to jednak w tym teatrze Biedronka by nie powstała. Urzędnicy zdołaliby wpisać do planu zagospodarowanie przestrzennego funkcję kulturalną, albo budynek wykupiłoby Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (oczywiście jeśli starczyłoby pieniędzy po wyłożeniu kilkudziesięciu milionów na Świątynię Opatrzności Bożej). Jakoś by to uratowano. Ale, że to historia nie samych „Polaków”, ale polskich Żydów, to jakoś uratować się chyba nie uda. Żal mi nie tylko samego kina i jego historycznych sal, ale i powodów, dla których to wszystko zniknie. Żal mi i wstydzę się jako Polak i Warszawiak, że w cudem ocalałej pamiątce po kulturze getta powstanie sklep spożywczy. Żal mi i wstydzę się wobec tych artystów i ich publiczności, którzy zginęli, oraz ich wnuków, jeśli cudem ocaleli.
Zacytuję przytaczane przez Gazeta.pl wypowiedzi:
„Fenomen tego miejsca polegał na tym, że było to miejsce, do którego ludzie przychodzili, żeby się śmiać, albo żeby słuchać koncertów orkiestry symfonicznej getta, żeby śmiać się z siebie, z tych realiów życia, okropnych, straszliwych, w których tkwili." - mówił prof. Jacek Leociak z Instytutu Badań Literackich PAN.
„Femina jest jedynym takim miejscem, które ocalało. Przypomina straszną historię z czasów wojny - mówi Jan Jagielski, dyrektor Działu Dokumentacji Zabytków Żydowskiego Instytutu Historycznego.
Pamiętam jeden z najbardziej wzruszających koncertów, w jakim uczestniczyłem. Kilka lat temu, przy okazji obchodów rocznicy wybuchu Powstania w Getcie, w Teatrze Narodowym odbywała się uroczystość z udziałem prezydenta, ministrów, ambasadorów, itd. Na tym koncercie nie byłem, ale przyszedłem potem pod pomnik Bohaterów Getta, gdzie nocą, już nieoficjalnie - bez vipów i oficjalnej celebry - grali filharmonicy izraelscy. Kilku z nich wystąpiło solo, osobiście dedykując swą grę swoim przodkom, którzy zginęli podczas Zagłady. Do śmierci zapamiętam „Miasteczko Bełz” zagrane wtedy na klarnecie...
Pamiętam, że słuchacze byli nieliczni, a większość wyglądała jak statyści z „Listy Szindlera”. Gojów można było policzyć na palcach. Pamiętam wygaszone światła w oknach domów okalających plac. W ani jednym nie dostrzegłem zaciekawionej twarzy, polskiej flagi. Tak, jakby to nie była nasza historia, nie nasze powstanie. I pomyślałem sobie – może nazbyt melodramatycznie – że tak samo odwróceni stali nasi polscy dziadkowie, kiedy na tym placu stłoczeni byli dziadkowie grających właśnie muzyków. Wiem, przesadzam z patosem, ale tak wtedy naprawdę czułem. I tak samo czuję dziś, kiedy jedyny ocalały gmach teatru z czasów getta ma się zamienić w Biedronkę.