Współprzewodniczący Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa. Poseł na Sejm I, V i VI kadencji, poseł do Parlamentu Europejskiego VII kadencji. Były Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP.
Nagrody Nobla powinny już zawsze trafiać do konkretnych ludzi a nie grup, związków czy organizacji. Ani organizacja zwalczająca broń chemiczną, ani nawet Unia Europejska nie będą tak silnymi adwokatami pokoju i praw człowieka, jak zwykła, nastoletnia blogerka, mnich tybetański czy nieugięty lider dziesięciomilionowego związku zawodowego.
Wielkiej mocy Pokojowej Nagrody Nobla nagrodzone nią organizacje nigdy nie spożytkują tak skutecznie, jak jednostki. To wielkie osobowości najbardziej inspirują i dodają wiary w sens walki o prawa człowieka i pokój. Przekonamy się o tym przez kolejne dwa dni śledząc wyjątkowe wydarzenie w stolicy Polski.
Bo Warszawa dziś pęka z dumy. Z okazji 30 rocznicy otrzymania Pokojowej Nagrody Nobla przez Lecha Wałęsę po raz pierwszy w Polsce odbywa się inauguracja XIII Szczytu Laureatów Pokojowej Nagrody Nobla. Pierwszy raz do Warszawy zjechali najbardziej zasłużeni dla pokoju politycy, przywódcy, aktywiści. Wśród nich Frederik Willem de Klerk, były prezydent RPA, Nobel w 1993 r., Szirin Ebadi, irańska prawniczka, obrończyni praw człowieka, Nobel z 2003 r. i Ira Helfand z organizacji Lekarze przeciw Wojnie Nuklearnej, prof. Mohammad Yunus, twórca systemu mikrokredytów z Bangladeszu, Nobel z 2006 r., Mairead Corrigan Maguire, działaczka pokojowa w Irlandii Północnej, Nobel z 1976 r. i Peter Launsky-Tieffenthal, zastępca sekretarza generalnego ONZ. Wśród laureatów pojawią się specjalni goście, m.in. działaczka społeczna Samia Nkrumah, córka pierwszego prezydenta Ghany. W Warszawie pojawi się również aktorka i działaczka dobroczynna Sharon Stone, która otrzyma Nagrodę Pokoju - wyróżnienie od noblistów za swoją pracę na rzecz chorych na AIDS.
Kiedy przyglądam się tym wielkim i ważnym w historii nazwiskom, nasuwa mi się jedna refleksja. Wśród gości dominują poszczególne osoby, a nie organizacje, które otrzymały Pokojową Nagrodę Nobla. Zastanawiam się nad wagą tej nagrody. Czy jest sens nagradzać organizację, która sama w sobie ma większe pole manewru niż pojedynczy działacz, aktywista?
Żałuję, ze wbrew moim nadziejom tegorocznej Pokojowej Nagrody Nobla nie dostał ani Aleś Bialacki, ani Malala Yousafzai. Pokojowa Nagroda Nobla trafiła do Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej. W kontekście ataku chemicznego w Syrii, wybór kapituły jest zrozumiały, ale czy faktycznie organizacje powinny otrzymywać takie nagrody? Tym bardziej cieszy mnie, że nastolatka, która walczyła o prawo dziewcząt do edukacji, bez strachu pisała bloga, chwaliła publicznie Baracka Obamę i krytykowała Talibów została niedawno uhonorowana przez Parlament Europejski nagrodą Sacharowa.
Zawsze czekam na ogłoszenie zwycięzcy Pokojowej Nagrody Nobla z niecierpliwością i nadzieją. To chyba taka cecha właściwa mojej generacji, która Nobla potraktowała jako wsparcie dla całej idei Solidarności i rodzącego się w reżimowej Polsce społeczeństwa obywatelskiego. Prestiż nagrody dla nas Polaków wzmacnia fakt, że mamy przecież kilku swoich laureatów – na czele z Lechem Wałęsą, Marią Skłodowską-Curie, Czesławem Miłoszem i Wisławą Szymborską.
Przyznawanie Nobla organizacjom, moim zdaniem nie spełnia swojej misji. Wprawdzie Alfred Nobel wytyczył reguły, które wskazują kto może kandydować i na pewno organizacja je spełnia, ale dla mnie ważniejsze jest docenienie jednostek. Ważną kwestią jest też to, że podobne organizacje mają zapewnione własne stałe finansowanie, a już fakt, że występują jako międzynarodowe instytucje, jest dla ich członków i aktywistów silną ochroną przed represjami. Ich działalność jest bezdyskusyjnie potrzebna, ale promować należy konkretnych ludzi. Mam na myśli osoby, które swoją odwagą i zaangażowaniem są żywymi symbolami walki o pokój, godność i prawa człowieka. Niezwykłość ich walki polega na tym, że zaczynają samotnie, a walczą z reżimami dysponującymi pełnym aparatem opresji, możliwością inwigilacji i wyrafinowanych represji. I robią to narażając swoje życie, a nawet – i to dla nich jest często najstraszniejsze – zdrowie i życie swoich rodzin.
Trzeba wyjaśnić, że Pokojowa Nagroda Nobla to nie tylko prestiż i pieniądze. Osobom, które ją otrzymują pieniądze dają możliwość funkcjonowania. Jednak najważniejsze jest to, że chroni ona w jakimś stopniu laureatów przed reżimami, z którymi walczą.
Wiedzę o sytuacji aktywistów, czerpię z pierwszej ręki. Kiedy w czerwcu zorganizowałem w Parlamencie Europejskim wystawę "Od Samizdatu do Internetu", moim gościem honorowym była tunezyjska blogerka Lina Ben Mheni – znana w świecie jako „Tunisian Girl”. To między innymi pod jej wpływem Tunezyjczycy obalili reżim Ben Alego i zapoczątkowali Arabską Wiosnę. Lina na naszym spotkaniu podkreślała, że taka nagroda i pieniądze są dla działaczy szansą na łatwiejsze działanie. To, co mówiła mi Tunisian Girl odnosi się także do faworytów tegorocznej Pokojowej Nagrody Nobla - Alesia Bialackiego i Malali Yousafzai. Im także Nobel stwarzałby możliwość działania ze zdwojoną siłą, a przede wszystkim byłby to wyraz poparcia dla ich walki.
Jestem przekonany, że organizacje same poradzą sobie z większością problemów. Czy tak łatwo z różnorodnymi przeszkodami poradzą sobie Aleś Bialacki i Malala Yousafzai? Czy Pokojowa Nagroda Nobla zmieniłaby poziom ich życia, zaangażowania i ułatwiła przekaz na o sytuacjach jakie mają miejsce w ich krajach? Mam nadzieję, że podczas kolejnej edycji Nagrody Nobla zostanie to wzięte pod uwagę i Komitet Noblowski da szansę nie organizacji, ale wybitnej jednostce. Szansę jaką w 1983 r. dostał Lech Wałęsa.