Potencjał tego miejsca odkrył już król Stanisław August Poniatowski, a car Mikołaj zachwycał się borowinowymi kąpielami. Zmęczony i schorowany Józef Piłsudski przyjechał tu z żoną, ale tak skutecznie się kurował, że aż złamał serce pewnej młodej lekarce...
Dziennikarze z zawodu. Podróżnicy z namiętności i ciekawości świata
Pachnące żywicą i butwiejącymi liśćmi lasy ciągną się nieprzerwanie od samej granicy. O ile do przejścia w Ogrodnikach mijaliśmy wciąż sprzedających grzyby i jagody zbieraczy, a co kilka kilometrów wątpliwej urody reklamy zachęcały nas do wstąpienia na kartacze do regionalnych knajpek, tak po litewskiej stronie prywatna inicjatywa zdecydowanie osłabła. Droga wije się wzdłuż szumiących drzew i srebrzących się tafli jezior. Pół żartem, pół serio straszymy się wyobrażając sobie co by było, gdyby zepsuł nam się tu samochód. Czy tu są niedźwiedzie? A wilki? Tego się na szczęście nie dowiemy. Za to tuż przed maską samochodu majestatycznie przechodzi wielki jeleń. Wciskam hamulec do podłogi. Ufff... Udało się. Jednak od tego momentu jadę ostrożnie, nie przekraczając 60/h. Nigdzie się nie spieszymy, a cel naszej podróży jest naprawdę blisko.
Przekraczamy rzekę Nemunas i widzimy pierwsze zabudowa... Ejże! Co to za rzeka? Przecież to Niemen! Wracamy i jeszcze raz spoglądamy na ciemne wody, które niespiesznie płyną w stronę Morza Bałtyckiego. To o tej rzece układał strofy Adam Mickiewicz, a Eliza Orzeszkowa poświęciła całą powieść (no dobrze, książka była całkiem o czymś innym, ale nazywała się „Nad Niemnem”).
Gdzieś tu powinien stać mały drewniany domek „bez żadnych wygód, a nawet elektryczności” – jak z podziwem pisała prasa o skromnych wymaganiach Pierwszego Obywatela Rzeczpospolitej, faktycznej głowy państwa (choć w 1924 roku, gdy pojawił się tu po raz pierwszy, nie pełnił oficjalnie żadnych państwowych funkcji). Marszałek Piłsudski lubił tu czytać na ławeczce ustawionej przed gankiem, z widokiem na Niemen. Czasem spacerował po lesie i układał sobie w głowie kolejne zdania książki „Rok 1920” pisanej właśnie w Druskiennikach. Pewnego dnia zasłabł podczas spaceru i żona wezwała lekarza. Na miejscu pojawiła się dr Eugenia Lewicka, 28-letnia piękna lekarka, założycielka Zakładu Kąpieli Słoneczno-Powietrznych i Kuracji Sportowej w Druskiennikach. Wystarczyła chwila rozmowy, by Marszałek poczuł się lepiej. Odtąd dr Lewicka stale mu towarzyszyła. Spotykali się wielokrotnie w Druskiennikach, a potem w Warszawie. Razem wybrali się na Maderę w 1931 roku, a trzy miesiące później lekarkę znaleziono martwą. Otruła się sama? Zadziałały tajne służby, które niepokoiły dobre relacje Lewickiej z ambasadą sowiecką? A może to sam Piłsudski zlecił zabójstwo, by pozbyć się niepotrzebnej kochanki (poznał właśnie interesującą 30-latkę Jadwigę Burhardt)? Międzywojenna prasa nie rozdmuchiwała tej sprawy. Było – minęło, po co szargać dobre imię Naczelnika.
Rozglądamy się, ale po małym domku Marszałka nie ma śladu. Nic dziwnego, w latach sześćdziesiątych radzieckie władze z premedytacją niszczyły wszelkie ślady polskości tych terenów.
Jedziemy asfaltową, wygodną drogą do centrum miasta. Mijamy jeziorko, nad którym kuracjusze wylegują się na kocykach i podjeżdżamy pod duży hotel-SPA. Główny deptak Druskiennik przypomina promenady we wszystkich nowoczesnych kurortach świata. Luksusowe pensjonaty, styl uzdrowiskowy. Trzeba wejść głębiej w boczne uliczki, żeby zobaczyć małe, kolorowe, drewniane domki, które tak urzekły międzywojenną elitę, która w ślad za Marszałkiem ruszyła do „jego” Druskiennik.
Dziś, w ślad za Marszałkiem i za międzywojenną elitą ruszyli polscy turyści. Na ulicach język polski słychać częściej niż litewski, a co najmniej tak samo często jak rosyjski, bo blisko stąd do Białorusi, a Rosjanie też przez sentyment do radzieckich czasów przyjeżdżają tu na odpoczynek. Przepuszczamy roześmianą grupę młodych, opalonych turystów z Sankt Petersburga, którzy w ulicznej wypożyczalni zaopatrzyli się w dwukołowe Segwaye i szaleją po deptaku. Siadamy w kawiarence przy Aquaparku w centrum miasta i rozkoszujemy się wolnym popołudniem, przy okazji wczytując się w historię miasta.
Druskienniki, najbardziej na południe wysunięte miasto litewskie (tuż przy granicy z Polską i Białorusią), leży ukryte wśród sosnowych lasów, nad łagodnie wijącym się Niemnem. Od granicy z Polską dzieli je zaledwie 60 kilometrów. Już XVIII-wieczne źródła podawały informacje o dobroczynnych właściwościach tutejszych słonych źródeł leczniczych (nazwa miejscowości pochodzi od litewskiego słowa druska – sól). Ich działaniem zainteresował się król Stanisław August Poniatowski, który polecił zbadać tutejsze wody. Według królewskich lekarzy miały one łagodzić choroby skóry i szybciej goić rany. Swoim dekretem z 1794 roku Jaśnie Pan uczynił Druskienniki miejscowością leczniczą, a oficjalny status uzdrowiska miasto uzyskało w 1835 roku, dekretem cara Mikołaja I. Zalety kąpieli leczniczych i okładów borowinowych doceniano już od początku XIX wieku, a dziś Druskienniki to największe i najnowocześniejsze uzdrowisko litewskie. Wody z tutejszych źródeł mineralnych są zalecane w chorobach przewodu pokarmowego, mięśni, stawów, kręgosłupa, serca i naczyń krwionośnych, są też zbawienne dla skóry. Najlepsze efekty przynosi jednoczesne korzystanie z okładów borowinowych oraz z białego błota, picie wody mineralnej, picie wody zdrojowej oraz kąpiele mineralne.
Zauważamy, że senną atmosferę miasteczka, którą chwalą sobie spacerujący deptakiem kuracjusze, przerywają co chwilę odgłosy zabawy z tutejszych rodzinnych kompleksów rozrywkowych – nowoczesnego aquaparku i całorocznego stoku narciarskiego. Aquapark w Druskiennikach należy do największych obiektów tego typu w Europie. Ogromny, bo usytuowany na ponad 9000 m², jest kompleksem basenów, fontann, kaskad, wodospadów a także ma wieżę z sześcioma różnymi – otwartymi i zamkniętymi – zjeżdżalniami, z których najdłuższa ma 212 metrów. Dla tych, którzy nie lubią rozstawać się z sezonem narciarskim, działa tu Snow Arena – całoroczny zadaszony stok z trzema trasami o różnym stopniu trudności. Całoroczny o długości 150 (dla początkujących) i 460 metrów, zimowy – to 640 metrów zjazdu.
Słońce na tarasie kawiarni nas rozleniwia, na szczęście po południu mamy ożywcze zabiegi w hotelowym SPA: czeka na nas łaźnia turecka, fińska i lecznicze baseniki doktora Kneippa. A jutro z samego rana mamy zaplanowane okłady borowinowe. Zapowiada się całkiem miły weekend...
Gdzie spać?
Można wybierać wśród kilkudziesięciu hoteli ze SPA, domków gościnnych i pensjonatów w zabytkowych willach:
Apartamenty lub hotel Grand SPA Lietuva Aqua Hotel przy kompleksie z aquaparkiem Pensjonat w drewnianej willi z XIX wieku
Gdzie jeść?
Jeśli chodzi o restauracje, w samym mieście niewiele nas urzekło – większość z nich to restauracje przy hotelach (mniej lub bardziej luksusowe w zależności od standardu obiektu). Tradycyjne dania kuchni litewskiej serwuje restauracja Dvaras
W restauracji na terenie Parku Grutas przez kelnerów w strojach pionierów serwowane są potrawy stylizowane na czasy komunistyczne: herbatę serwuje się w szklankach w metalowych koszyczkach a śledzie z wódką można zamówić na rozłożonej gazecie.
Co jeszcze można w okolicy zwiedzić?
Kilka kilometrów od Druskiennik odwiedzamy Park Grutas – centrum rzeźby sowieckiej. Właściciel kompleksu, przedsiębiorca Viliumas Malinauskas, za własne środki zgromadził w nim pomniki przywódców komunistycznych i pamiątki z tego okresu, które zdemontowane po odzyskaniu przez Litwę niepodległości w 1989 roku leżały bezużytecznie w magazynach. Spacerujemy alejką wśród reliktów minionej epoki. Ekspozycja robi ponure wrażenie. Ale poraża rozmachem – 86 monumentalnych prac autorstwa często wybitnych rzeźbiarzy litewskich to niespotykana kolekcja.
Jakie pamiątki przywieźć?
Komunistyczne souveniry z Parku Grutas, wyroby z lnu.
Litewskie smakołyki: czarny chleb, skilandis (kindziuk) i nalewka ziołowa z 27 ziół, Trejos Devynerios (słynne „Trzy Dziewiątki”).