Czy istnieje syndrom niedopasowania? Oficjalnie nie jest to klasyfikacja nazwana przez ICD-10 czy DSM-V (systemy klasyfikacji chorób) , ale nieoficjalnie jestem pewna, że był nie raz rozpoznawany. Sama na niego cierpiałam. Cały okres nastoletni, a nawet będąc 20 + czułam ciężką i obciążającą aurę niedopasowania, bycia jakby zawsze z boku. Nie rozumiałam „inside jokes”, śmiałam się podpatrując, kiedy inni „cool kids” się śmieją, chociaż dla mnie humoru w tym nie było.
Miałam wrażenie, że odstaję. Wstydziłam się swoich upodobań. Słuchałam The Doors, ale nie znałam się na nowych wypływających zespołach. Wydawało mi się, że trendy omijają mnie, nie potrafię ich wychwycić. Ta dysproporcja ja- inni zaczęła się w szkole podstawowej. W klasie było kilka dziewczyn, które były liderkami. Trzymały się razem, były cool, chłopcy patrzyli na nie z zainteresowaniem, a one śmiało i do przodu rozsiewały aurę -nie zbliżaj się gorszy sorcie.
Ja byłam tym gorszym sortem i od tego czasu czułam się tak przez wiele kolejnych lat. Później Ci cool zaczęli tworzyć bardziej hermetyczne paczki, wspólne imprezy, kręgi wtajemniczonych. Aspirowałam, żeby do tych kręgów się dostać, wydawało mi się, że da mi to poczucie bycia szczęśliwszą, szukałam potwierdzenia dla swojego istnienia. Nie ufałam swoim wyborom, nie ufałam swojemu gustowi, ani sposobowi myślenia. Obserwowałam ludzi, którzy na imprezach robią wrażenie na innych, patrzyli na resztę „pospólstwo” z góry. Przyznaję, nie jestem teraz dumna z pisania tego, ale będąc uczciwą, przyznaję się również, tak chciałam mieć tą magiczną moc bycia jak oni.
Zazdrościłam po cichu. Czym bardziej starałam się stać tak jak inni, tym bardziej byłam nieszczęśliwa. Dobrze pamiętam to uczucie, które sprawiało, że budowałam sobie w wyobraźni świat „tamtych ludzi”. Był on tajemniczy, wartościowy, kolorowy, otwierał różne drzwi. Trochę tak, jak zamknięta impreza, jak klub Bungalow8, w Nowym Jorku do którego, żeby wejść trzeba mieć specjalny klucz albo zaproszenie. Ludzie ćmy- tak ich teraz nazwałam, lecą do reflektorów, najlepiej czują się będąc w centrum uwagi. Potwierdzają siebie przez pochwały innych. Niestety ich świat wewnętrzny jest raczej ubogi, ale za to świetnie grają. Jak pawie, rozwijają ogon, pokazują rożne swoje koloryty. Zaglądając głębiej widać, słychać i czuć pustkę samotności. W tych magicznych kręgach nie ma żadnej magii, najczęściej siedzi tam mały złośliwiec w ciemnym pokoju i knuje, jak stworzyć pozory, jak nie dać się zdemaskować. Swoje braki i kompleksy zakrywa płaszczykiem glamouru i powierzchownej ekstrawagancji.
Balansowanie na granicy świata prawdziwego i tego stworzonego na potrzeby prezentowania innym bywa bardzo trudne i męczące. Ci ludzie są tak naprawdę jeszcze bardziej niedopasowani niż Ci, którzy myślą, że są niedopasowani. Mam nadzieję, że nie pogubiłam was w moim toku myślenia. Popatrzmy przez chwilę z boku na świat wewnętrzny jednych i drugich. Ci, którzy myślą, że są niedopasowani, czują się wykluczeni, albo niezbyt cool często sami ze sobą rozliczają się z wielu trudności, pytań zadawanych o sens i o naturę rzeczy.
Budują się i rozwijają, bo ciągle chcą dostać się do magicznego kręgu, myślą, że nadrabiając jakieś wyobrażone zaległości, dostaną przepustkę na pójście dalej, na bycie częścią grona. Cała ta praca, chociaż trudna i bolesna, zaprocentuje. W pewnym momencie swojego życia rzucą rękawice na stół i stwierdzą, że bić z losem już się nie muszą, że ich wartości są wystarczające. Znajdą podobnych do siebie, albo innych, ale rozumiejących ich wartości i walory. Akceptację, której tak długo szukali znajdą w sobie i to będzie pięknym zwieńczeniem, rozpoczynającym kolejny rozdział.
Drudzy- kolorowe pawie, będą pławić się w ułudzie. Powoli uczucie samotności i pustki zacznie w nich kiełkować. Imprezy przestaną być takie ciekawe, kiedy okaże się, że po nie ma tematów do rozmów, swoje zainteresowania nie będą swoimi, bo większość rzeczy robili w oczekiwaniu na poklaski, a kiedy zostaną na chwilę sami ze sobą dowiedzą się, że nie mają bladego pojęcia kim są. Jeśli uda im się wyrwać z tych uścisków kłamstwa, w którym żyli, będą mieli całego siebie do zbudowania, poznania, nauczenia się. Oczywiście, jest możliwe, ale trudniejsze.
Każdy z nas czuje się czasem nie na miejscu, każdy z nas ma wątpliwości i pyta siebie po co? I czy aby na pewno? Kwestionowanie swoich wyborów jest oznaką zdrowego myślenia. Wybory powinny być oparte o poszanowanie do siebie i innych wokół a konsekwencje przemyślane. Gdybym mogła cofnęłabym się do siebie mającej lat 20 i pogadała z nią chwilę. Tego zrobić nie mogę, ale mogę teraz powiedzieć podobnym sobie Xlatkom , że nie warto na siłę się dopasowywać, że praca nad sobą to najważniejsza inwestycja, że ciężka praca popłaca, że dobro (ogólne) zawsze wygrywa i że jak sobie pościelisz tak wyśpisz.