Motto:
„Suwerenem jest naród i nie może on być ograniczony w swoich uprawnieniach przez elementy Konstytucji czy jakichś innych aktów normatywnych, opartych o arbitralne klauzule generalne (takie jak) "Polska jest demokratycznym państwem prawa" Jarosław Kaczyński 16.12.2015 rozmowa z Radiową Agencją Informacyjną.
Dziś odbyła się debata Komisji Europejskiej w sprawie Polski. Poprzedzona jest z jednej strony jednoznaczną krytyką poczynań rządu w Warszawie, z drugiej - niebywale gwałtowną reakcją tegoż na słowa płynące z Brukseli. We wczorajszym przemówieniu Pani premier Beata Szydło kontynuowała atak na przeciwników polityki swego rządu. Jednocześnie zapraszając po raz pierwszy opozycję do rozmów.
To bardzo ciekawy rozwój wypadków. Z jednej strony wyraźnie widać, że naciski z Brukseli robią na ekipie Prawa i Sprawiedliwości wrażenie, z drugiej ciekawa jest strategia jaką ekipa ta zaimplementowała by z naciskami tymi sobie poradzić.
Najostrzej wypowiedział się szef parlamentu europejskiego Martin Shulz: "Polski rząd uznał swoje zwycięstwo wyborcze za mandat pozwalający na podporządkowanie pomyślności państwa woli zwycięskiej partii, zarówno merytorycznie, jak i personalnie" . Wtóruje mu była komisarz Viviane Reding - obecnie europosłanka z ramienia Europejskiej Partii Ludowej: "Atak na państwo prawa rozpoczyna się zawsze od ataku na Trybunał Konstytucyjny. Potem przychodzi kolej na media, najpierw publiczne, potem prywatne. To jest logika Putina, Orbana i Kaczyńskiego". Co znamienne największe oburzenie rządzącej partii w Warszawie wywołał inny cytat z Shulza:
"To jest sterowana demokracja a' la Putin, niebezpieczna putinizacja polityki europejskiej"
Warto zastanowić się nad logiką tej reakcji oraz dynamiką sporu. Wszystko wskazuje na to, że Shulz trafił w sedno. Obiektywnie rzecz biorąc zwycięstwo wyborcze Prawa i Sprawiedliwości to wielkie zwycięstwo Władimira Putina. Z wielu powodów. Po pierwsze jest to poważne osłabienie jedności Unii Europejskiej w polityce międzynarodowej. Do państw wyraźnie z Rosją sympatyzujących – Węgier, Czech i Słowacji w ramach trójkąta Weimarskiego dochodzi Polska. Zmiana kierunku polskiej polityki zagranicznej i próba zrównoważenia pozycji Niemiec w ramach koncepcji międzymorza w oparciu o trójkąt Weimarski, jest w interesie Rosji. Polska była nieporównywalnie groźniejszym graczem, gdy była w stanie skutecznie wywierać presję na utrzymanie sankcji wobec Rosji poprzez zobowiązania największej europejskiej potęgi – czyli Niemiec. Co ważne to właśnie Niemcy tracą na sankcjach najwięcej. To Polska w największym stopniu zainteresowana jest ich utrzymaniem, wparciem niepodległości i demokracji na Ukrainie. Niezbyt wyobrażam sobie skuteczną politykę wschodnią opartą na współpracy z Budapesztem i w konflikcie z Berlinem. Niemcy po prostu nie będą mieli żadnego interesu w kontynuowaniu ostrej polityki wobec Rosji. Cena gospodarcza jaką za to płacą jest wysoka, a ze strony państw wschodu Europy, w imieniu których w największym stopniu polityka ta jest realizowana, Niemcy dostają wyłącznie niechęć, ostatnio wręcz wrogość. Po co zatem mają ją kontynuować? Spodziewam się zatem, że skutkiem polityki zagranicznej naszego rządu będzie w pierwszym miejscu utrata wsparcia Niemiec dla sankcji gospodarczych UE wobec Rosji, a co za tym idzie ich zniesienie i powrót do „business as usual” z Rosją. Niech się Wschód martwi o swoje bezpieczeństwo sam lub zabiega o poparcie Amerykanów w ramach NATO. Bardzo trudno będzie takie poparcie zdobyć. Od dawna Amerykanie naciskają na większe zaangażowanie europejskich partnerów na ich własnym kontynencie. Jak negocjować obecność baz NATO w Polsce w konflikcie z Berlinem? Jak wiarygodne to będzie żądanie, gdy upadnie polityka sankcji wobec Rosji? Nie przypadkiem rosyjskie Wiedomosti dzisiejszy materiał z Warszawy tytułują „Polacy wrócili na wschód”.
Ten powrót, to drugie wielkie zwycięstwo Władimira Putina bo polska karta jest bardzo ważna w rosyjskiej polityce wewnętrznej. Polska demokracja i niewątpliwy sukces gospodarczy był solą w oku Prezydenta Rosji z ambicjami odbudowy imperium. Putin zbudował model „suwerennej demokracji” – przede wszystkim – znosząc trójpodział władzy i podporządkowując swemu urzędowi parlament, sądy, samorządy i media. Ideologiczną podstawę dla takiej operacji była klęska polityki demokracji niesuwerennej Jelcyna. Chaos polityczny i gospodarczy jego czasów miał stanowić dowód na to, że Rosjanie a szerzej Słowianie (pansłowiańska ideologia w Rosji jest wciąż żywa), nie nadają się do demokracji w zachodnim stylu. Jedynie model putinowskiej „demokracji suwerennej„ może w naszej części świata skutecznie funkcjonować.
W tej narracji pojawiły się dwa poważne problemy – po pierwsze bunt Ukraińców, po drugie sukces Polaków. Sukces Prawa i Sprawiedliwości w Polsce może oba fundamentalne problemy polityki wewnętrznej Wladimira Putina rozwiązać. Po pierwsze zniesienie sankcji i osamotnienie Ukrainy zdecydowanie przybliży Putina do sukcesu polegającego na załamaniu się ukraińskiej gospodarki. Korupcja, oligarchizacja i nepotyzm na Ukrainie będzie dowodem na to, że innej drogi niż rosyjska w post sowieckiej strefie wpływów po prostu nie ma. Po drugie demontaż demokracji w Polsce jest wodą na młyn rządzących na Kremlu. Polska z symbolu sukcesu staje się symbolem klęski demokracji we wschodniej Europie umacniając narrację Putina – nie ma innej drogi niż „demokracja suwerenna” w modelu rosyjskim, a odbudowa postsowieckiej strefy wpływów obejmujących Polskę, Czechy Słowację i Węgry jest możliwa, bo wszystkie te kraje nie należą do kręgu cywilizacji zachodu opartej na demokracji przedstawicielskiej. Na Węgrzech ta operacja się powiodła. W Czechach prezydent, a na Słowacji premier nie kryją się ze swymi prorosyjskimi sympatiami. Warszawa jako symbol sukcesu UE w Europie wschodniej była z tego punktu widzenia dla Putina absolutnie kluczowa. Wprowadzenie modelu ograniczonej demokracji i zbudowanie konfliktu na linii Bruksela – Warszawa jest wielkim sukcesem polityki rosyjskiej zarówno międzynarodowej jak i prowadzonej na potrzeby umacniania rządów silnej ręki putinowskiej oligarchii w Rosji.
Komentarz Shulza był z tego punktu widzenia całkowicie uzasadniony. I co najważniejsze, sądząc po skali reakcji rządu w Warszawie, bardzo trafny. W obronie ekipa Prawa i Sprawiedliwości wykorzystała parę dość prostych lecz skutecznych propagandowych sztuczek. Po pierwsze próbując przestawić problem przestrzegania standardów demokracji w Warszawie nie jako kwestię reguł, do przestrzegania których Polska jako państwo zobowiązała się przystępując do Unii Europejskiej, lecz jako konflikt pomiędzy Warszawą a Berlinem, grając starą, i w moim mniemaniu zużytą, kartą niemieckiego resentymentu. To nic że Shulz wypowiada się jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego. To nic, że jest socjalistą i stoi w opozycji do rządu pani Merkel. Ważne, że jest Niemcem i można się posłużyć antyniemieckim stereotypem, włącznie z powołaniem się na dziadka walczącego na frontach II wojny światowej (Ziobro) lub grożąc wznowieniem roszczeń z tytułu reparacji wojennych (Kaczyński). To bardzo ciekawe czy narracja – Niemcy mieszają się do naszych wewnętrznych, polskich spraw – będzie skuteczna?
Po drugie rząd gra kartą zagrożonych interesów. To propaganda bardzo dobrze znana z poprzednich rządów Prawa i Sprawiedliwości. Polityka stale powtarzanych, niejasnych insynuacji prezesa o pewnych kręgach i siłach dziś odżywa w nowej formie. Po pierwsze jest doskonale skoordynowana – od premiera do prawicowych publicystów, wszyscy mówią praktycznie to samo - Komisja Europejska nie broni łamanych reguł gry obowiązujących w Europie – niezależność trybunału czy mediów – lecz w istocie reprezentuje interesy zagrożonych korporacji. Ta sama narracja pojawiła się w propagandzie próbującej zniwelować efekt wielotysięcznych demonstracji na ulicach polskich miast, zwołanych w obronie tych wartości. Politycy prawicy nie wierzą, że potrzeba obrony wartości może wyprowadzić ludzi na ulice. W ich mniemaniu jedynie interesy ekonomiczne są wystarczającym motorem mobilizacji społecznej by wywołać efekt buntu. Stąd przekonanie, że demokracje w Polsce można rozmontować byle zrobić to szybko i trzymając przed nosem Polaków kiełbasę wyborczą w postaci 500 pln na dziecko, która przyniosła PISowi sukces wyborczy. Ta kalkulacja oparta jest na fałszywym założeniu i dlatego przynosi tej partii klęskę w sondażach. Argumenty prezesa, że protestują komuniści i złodzieje, pani premier że to przedstawiciele zagrożonych grup interesów są oderwane kompletnie od rzeczywistości i trafiają wyłącznie do wąskiej grupy zdeklarowanych wyznawców. Żaden z uczestników demonstracji nie dostał ulotek w Biedronce a bank wiceprezesa Morawieckiego nie fundował uczestnikom transparentów. Propaganda rządu w tej sprawie jest nieskuteczna bo kompletnie oderwana od realiów.
Taką samą narrację Beata Szydło przedstawiła wczoraj w swoim wystąpieniu dotyczącym postępowania w sprawie zagrożonej polskiej demokracji w KE. To międzynarodowe zagrożone siły interesów mają bezpodstawnie oskarżać Polskę o łamanie demokracji. Ta propaganda oparta jest na wielokrotnym kłamstwie. Po pierwsze jeśli KE ocenia, że zablokowanie Trybunału Konstytucyjnego i podporządkowanie mediów publicznych rządowi to łamanie reguł demokracji obowiązujących w Unii Europejskiej, to chyba jest coś na rzeczy. Co ważne decyzja KE została przyjęta jednogłośnie i poparta przez wszystkie frakcje Parlamentu Europejskiego. Możemy oczywiście krzyczeć, że demokracja nie jest zagrożona. Możemy lansować „demokrację suwerenną” a la Putin. To nie zmienia faktu, że rząd Beaty Szydło i rządząca partia nie przestrzega reguł gry obowiązujących w Europie. Dzisiejsza decyzja KE jest tego najlepszym dowodem. Groźby i krzyki tego nie zmienią. PIS gra na zamknięcie ust. Agresja propagandy rządu ma wywołać wrażenie, że polityka kontroli i powstrzymania Kaczyńskiego ze strony organów UE jest kontrproduktywna. Mam nadzieję, że dyplomaci Europejscy przejrzą tę grę. Ważne byśmy tu, w kraju stawiali sprawy jasno - jeśli standardy europejskie rządowi w Warszawie nie odpowiadają, może je nadal łamać. Ale trzeba mieć świadomość, że rezygnując z zachodnich standardów demokracji, opowiadamy się za modelem wschodnim, wraz ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nie ma trzeciej drogi. Symboliczny jest fakt, że dyskusja ta pojawia się w rocznicę chrztu Polski. 1050 lat temu Polska opowiedziała się jednoznacznie za modelem zachodniej cywilizacji ze stolicą w Rzymie i o przynależność do tego kręgu, walczyła przez wieki swej historii. Dzisiaj politycy PIS kwestionują ten wybór, kształtując nasze standardy kultury politycznej według wschodnich wzorów.
Drugi ważny element propagandy PIS można nazwać moralnym szantażem gangstera. Partia prezesa Kaczyńskiego jawnie gwałci zasady demokracji. Ubezwłasnowolniając trybunał depcze prawa opozycji. Zniszczenie Trybunału to nic innego, niż przypisanie sobie nieograniczonego prawa do wydawania dowolnych ustaw w parlamencie, w którym PIS ma niewielką bo stanowiącą jedynie 5 głosów większość . Paraliż Trybunału jest kwestią zasadniczą, bo powoduje brak kontroli poczynań rządzącej ekipy z konstytucją. A czym to grozi? Na przykład dowolnymi manipulacjami wyborczymi. Mało kto zwrócił uwagę na fakt, iż posłowie PISu wprowadzili poprawkę budżetową na rok 2016, zwiększając budżet Krajowego Biura Wyborczego do 90 milionów złotych. Z tego co sobie przypominam w tym roku kalendarz wyborczy nie przewiduje żadnych wyborów. Wniosek nasuwa się sam. Można uchwałą sejmu unieważnić wybory samorządowe i zorganizować nowe. Propagandową przygrywkę dał tej operacji wicepremier Gliński, nie dalej niż wczoraj stwierdzając, że poprzednie wybory samorządowe były sfałszowane.
Ten prosty przykład pokazuje jednoznacznie, że demokracja, jako system oparty na trójpodziale władzy, kontroli władzy przez sądy i media oraz wolnych i równych wyborach, jest w Polsce zagrożona. Trybunał został zniszczony nie dlatego, że przeciwstawiał się potencjalnie postulatom programowym PIS. Nawet gdyby tak było to znaczy, że ich realizacja byłaby niekonstytucyjna a rządząca partia nie ma mandatu do zmiany konstytucji, więc nie ma mandatu do realizacji niekonstytucyjnych postulatów niezależnie czego one dotyczą. Ten przykład pokazuje, że rozmontowanie Trybunału służy jednemu celowi - zdobyciu nieograniczonej władzy przez Jarosława Kaczyńskiego. Szantaż moralny gangstera polega na tym, by z jednej strony demokrację zgwałcić, z drugiej zarzucić donosicielstwo opozycji, która mogłaby przeciw temu protestować w Parlamencie Europejskim. Jestem głęboko rozczarowany faktem, że szantaż gangstera w wykonaniu Beaty Szydło się powiódł. Trzeba taki tok myślenia stanowczo odrzucić. Jesteśmy obywatelami Europy mamy swoich posłów w parlamencie europejskim. Nasze prawa obywatelskie powinny być przez rząd w Warszawie przestrzegane, a jeśli nie są, to mamy nie tylko prawo, ale także obowiązek, obrony tych praw, włącznie z domaganiem się sankcji na rząd w Warszawie. Trzeba powiedzieć to bardzo wyraźnie – Bruksela nie piętnuje Polski ani Polaków. Bruksela daje jasny sygnał, że reżim PIS przekracza granice państwa prawa, akceptowane w Unii Europejskiej. Wiele tysięcy ludzi na ulicach protestowało przeciwko łamaniu ich praw obywatelskich. Gra idzie o najwyższą stawkę. O sprawiedliwe wybory, o kontrolę władzy o fundamenty demokracji i podstawę naszych obywatelskich praw. Gra idzie o miejsce Polski w świecie. Symbolem tej gry niech się stanie atak polskiego ministra obrony na jedną z 3 instytucji NATO mających siedzibę w naszym kraju. Atak przeprowadzony nocą, przez wyłom w murze, zakończony pruciem sejfów w jednostce, która ministrowi nie podlegała, bo podlegała Komitetowi Sterującemu złożonemu z przedstawicieli 9 państw Sojuszu. Następnego dnia autor ataku – Antoni Maciarewicz, tłumaczył się, że były to działania uzgodnione z sojusznikami – kłamał. Pytanie narzuca się samo – kto był beneficjentem tej hucpy? NATO? Polska? Nasza polityka zagraniczna? Czy to działanie podwyższa słabe szanse Polski na goszczenie baz NATO w naszym kraju skoro polski minister obrony atakuje NATOwskie instytucje?
Putynizacja Polski postępuje. Postępuje bardzo szybko. Parlament Europejski jest ostatnią instytucją mogącą położyć tamę uzurpacjom obecnego reżimu. Zróbmy wszystko by zdecydowanie opowiedział się po naszej stronie, po stronie obywateli i demokracji w Polsce. Odrzućmy propagandę wstydu Jarosława Kaczyńskiego, jego gen zdrady (nie przeszkadzał gdy urządzał wystawę smoleńską w Brukseli, lub zarzucał rzekomo sfałszowanie wyborów lokalnych), odrzućmy szantaż gangstera prawicy. Skorzystajmy z prawa do obrony naszego kraju i naszej demokracji w Unii Europejskiej, której jesteśmy obywatelami. Zmobilizujmy swoich europosłów! Zróbmy to teraz, póki jeszcze możemy. Póki nie jest za późno. Beata Szydło twierdzi, że Polska demokracja nie jest zagrożona, bo nadal możemy wychodzić na ulice w jej obronie. Gdy nie będziemy mogli, będzie już za późno by jej bronić. Musimy zrobić to teraz! Zarówno na ulicach jak i w Parlamencie Europejskim. Po to jest. Po to mamy tam swoich posłów. Zmobilizujmy ich. Warto, nawet gdyby była to akcja na wyrost, dmuchanie na zimne. Lepiej dziś zrobić wszystko co w naszej mocy, niż jutro obudzić się w kraju rządzonym według wzorów „suwerennej demokracji” Władimira Putina. Ten apel szczególnie kieruję do Grzegorza Schetyny i parlamentarzystów Platformy Obywatelskiej. Macie silną reprezentację w Parlamencie Europejskim. Brońcie tam polskiej sprawy. Nie popełniajcie drugi raz tego samego błędu. Nie wychodźcie z sali. Broniąc polskiej demokracji przeciw rządowi w Warszawie macie szanse obudować wiarygodność partii demokratycznej i europejskiej. Jeśli dacie się szantażować przeciwnikom z partii Chaosu i Bezprawia, przegracie. W ten sposób odbiorą Wam głos w najważniejszej sprawie.