Brexit zdaje się być procesem odległym, pozornie niedotyczącym osób mieszkających w naszym kraju. To teza bez wątpienia fałszywa. Skutki wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej odczujemy prawie wszyscy. Pytanie tylko, jak te koszty się rozłożą, kogo dotkną mocniej, a dla kogo będą obojętne. Obszar edukacji, kultury jest niezwykle wrażliwy. Przede wszystkim dlatego, że dotyczy osób najbardziej kreatywnych, najmłodszych, ale też słabiej chronionych instytucjonalnie. Trzeba pamiętać, że zaledwie 5 % podmiotów pracujących w kulturze zatrudnia ponad 10 osób. Większość to podmioty bardzo małe, w wielu wypadkach jednoosobowe. Z tego też powodu, wpływ Brexitu na sferę kultury i edukacji jest najtrudniejszy do odnotowania, ale też bardzo interesujący.
Jedynie 2% studentów z Wielkiej Brytanii studiuje na uczelniach w innych państwach UE. Blisko 30% studiujących w Wielkiej Brytanii to obywatele przybywający spoza kanału La Manche. Dane te stanowić mogą też pewne wytłumaczenie, dlaczego tak niewielu młodych Brytyjczyków wzięło udział w referendum w sprawie Brexitu.
Zaledwie 7% młodych Brytyjczyków jest „mobilnych”, tj. porusza się w celach edukacyjnych poza Wielką Brytanią (nie tylko studia). Dla porównania - w przypadku młodych obywateli niemieckich, szacunki te sięgają blisko 35%.
Według danych z 2014 roku, tzw. ogólna mobilność studencka w obrębie wszystkich państw UE wynosi aż 68% (wykorzystanie szansy choć krótkiego okresu na studiowanie poza własną ojczyzną). Tak duży odsetek jest znamienny dla uczelni europejskich. Wynik dla Azji to 6,6 %, dla USA zaś 15 %. Polscy studenci wypadają na tle tych wyników nieźle. Już co piąty spędza poza ojczystymi uczelniami minimum pół roku. Niestety, przeważnie nie na najbardziej renomowanych uniwersytetach.
Przytoczone wyniki nie są łatwe w interpretacji. Migrujący po uczelniach UE to często „studiujący turyści”. Dla wielu młodych osób, poszukujących swojego miejsca w Europie, jest to po prostu styl życia. Ważne jest też czy jakość uczelni „na miejscu” wyczerpuje potrzeby edukacyjne (USA) czy też nie.
Do marca 2019 roku prawdopodobnie niewiele się zmieni. Później może być jednak różnie. Nie chodzi bynajmniej o kierunki migracji w poszukiwaniu wiedzy. Uczelnie brytyjskie są cenione, a dla młodych ludzi zdobywanie wiedzy w języku angielskim nie stanowi już od dawna problemu. Problem polega na tym, że aspirowanie do kształcenia w określonym kraju, na określonym kierunku, to nie jedynie efekt działania programu Erasmus+. Jest to również wynik aktywności, mobilności oraz inicjatywy własnej.
Powyższy wstęp jest ilustracją skali wyzwania w negocjacjach w jednym jedynie, wąskim temacie, który nie został jeszcze wyszczególniony nawet przez głównych negocjatorów.
Właśnie zostałem przewodniczącym zespołu monitorującego Brexit w Parlamencie Europejskim, w obszarze oświaty, kultury, sportu i pokrewnych dziedzin. Zespół nie posiada konkretnych kompetencji, nie ma zdefiniowanego zadania, ani też odpowiednio zdefiniowanego statusu prawnego. Ma obserwować negocjacje, ewentualnie ingerować, postulować, opiniować, ostrzegać czy informować. Przede wszystkim jednak, jego naczelnym zadaniem jest zbieranie rozmaitych informacji, mogących poprawiać sam proces rozstania Wielkiej Brytanii z UE.
Podczas pierwszej debaty o Brexicie w komisji CULT, wyróżniono skromną ilość zagadnień :
• Przepływ i prawa studentów,
• Uznawanie dyplomów i kwalifikacji,
• Rynek audiowizualny,
• Przewóz dzieł sztuki, oraz ich ubezpieczenie,
• Kontrakty artystów i instytucji kultury,
• Eliminacja powrotu podwójnego opodatkowania twórców.
Warto również dodać, iż w sektorze kreatywnym w Wielkiej Brytanii pracuje wielu obywateli UE. Szacuje się ich na blisko 6,1 % zatrudnionych. Wartość natomiast tego sektora na wyspach wynosi aż ponad 95 mld euro! Niestety, aż 95% podmiotów funkcjonujących w obszarze kultury UE to podmioty bardzo małe, o aktywności niezwykle rozproszonej. Nie mają z tego powodu właściwej reprezentacji na szczeblu europejskim. Nie uczestniczą także w procedurach negocjacyjnych, bowiem kultura w dodatku nie jest objęta polityką wspólnotową.
Pisząc tego bloga miałem jedną, główną intencję - przekazać informacje o istnieniu adresu, pod który warto przesłać własne sugestie, opinie, obawy oraz przykłady konkretnych projektów – zwłaszcza tych, które na przełomie kadencji PE mogą znaleźć się w trudnej, nieokreślonej sytuacji prawnej.
Moje biuro w Brukseli i we Wrocławiu pozostaje do Państwa dyspozycji.