O wyborach prezydenckich w USA, roli mediów społecznościowych w kampaniach wyborczych, szansie Michael Obamy na Prezydenturę oraz reakcji Rosji na zwycięstwo Donalda Trumpa - rozmowa z prof. Teresą Sasińską – Klas z Instytutu Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
Myślę, że wynik wyborczy jest odzwierciedleniem niekorzystnych nastrojów społecznych w Stanach Zjednoczonych. To było klasyczne głosowanie strategiczne czyli przeciw, to był sprzeciw społeczny i ten sprzeciw dotyczy kilku kwestii. Pierwsza to sposób uprawiania polityki przez elity polityczne, czemu dali wyraz obywatele, czy to byli demokraci czy to byli republikanie. Druga kwestia to sprzeciw wobec polityki multikulturalizmu, pluralizmu kulturowego. USA to kraj, który zainicjował tą politykę, ale to nie przyniosło zamierzonych efektów. Nie widać w społeczeństwie amerykańskim wyraźnego przekonania, że różne rasy i kultury, grupy narodowe i etniczne traktowane są równo. Odczucia społeczne są zupełnie inne i jeśli nawet w sensie prawnym to jest uregulowane, to w odbiorze społecznym nie jest to tak odczytywane. Trzecia sprawa to protest społeczny przeciw procesom globalizacyjnym. Badania sprzed dwóch lat pokazują, że tylko 2% obywateli Stanów Zjednoczonych popiera globalizację w gospodarce, 78% sprzeciwia się temu. To bardzo czytelne sygnały społeczne, co nie podobało się społeczeństwu i w swoim programie wyborczym Donald Trump krytycznie odnosił się do tych kwestii, a Hillary Clinton pokazywała bardziej optymistyczne scenariusze albo nie dostrzegała problemów, które były sygnalizowane przez wyniki badań opinii publicznej. I to spowodowało, że rozeszły się oczekiwania społeczeństwa z programami i obietnicami wyborczymi kandydatki demokratów.
Czy afera mailowa mogła negatywnie wpłynąć na odbiór społeczny kandydatki? Podważyła jej kompetencje do tego, aby objąć urząd Prezydenta USA?
Jeśli weźmiemy pod uwagę kompetencje Hillary Clinton do pełnienia funkcji Prezydenta USA to ona je posiada w wysokim stopniu, to nie ulega wątpliwości. Druga kwestia jednak to właśnie jej odbiór społeczny. Jest i była to właściwa osoba ubiegająca się o urząd, ale w jej odbiorze społecznym inne rzeczy z jej aktywności w sferze publicznej nie podobały się społeczeństwu i zostały źle ocenione, jak choćby sprawa Whitewater czy wiele innych tzw. grzechów z jej przeszłości zawodowej, które często przywoływano. Kwestia wykorzystywania komputera osobistego do prowadzenia korespondencji rządowej jest także kwestią bardzo dwuznaczną i od takiej wytrawnej prawniczki należy oczekiwać, że ona wie co robi, jeśli używa komputera prywatnego, a w nim dyskutuje na tematy dotyczące polityki państwa czy pozycji Stanów Zjednoczonych w świecie. Więc to były błędy, które były mocnymi błędami, mocno ją obciążającymi. Kolejną rzeczą jest to, że Hillary Clinton zrażała do siebie tym, że brakowało w jej programie wyborczym dynamizmu. Jak patrzymy na wyniki głosowania, na to co nie podobało się społeczeństwu amerykańskiemu, to tego właśnie brakło w jej programie. Czyli wyraźnie to, co toczyło się w debacie publicznej w Internecie nie zostało odczytane i wzięte pod uwagę. Pojawiły się tutaj błędy warsztatu prowadzenia kampanii wyborczej.
Możemy to trochę porównać do sytuacji w Polsce i nieudanej kampanii wyborczej Bronisława Komorowskiego?
Tak, a do tego należy jeszcze dodać rolę mediów społecznościowych. W wyborach prezydenckich w ubiegłym roku w Polsce toczyła się rywalizacja między kandydatami w dwóch wymiarach: w mediach społecznościowych i tam faworytem był „budyń” czyli Andrzej Duda oraz w mediach tzw. pierwszego nurtu, oficjalnej debacie publicznej, która preferowała „gajowego” czyli Bronisława Komorowskiego. A więc można powiedzieć, że rozeszła się ta sfera publicznej debaty ze sferą debaty społecznej w pełnym tego słowa znaczeniu prowadzonej w mediach społecznościowych. Tak się stało w wyborach prezydenckich w Polsce i tak się stało w referendum w Wielkiej Brytanii w czerwcu tego roku. Brexit został rozstrzygnięty w mediach społecznościowych. I teraz mamy trzecie doświadczenie w USA czyli jakby pewna prawidłowość się tu rysuje: niezadowolone społeczeństwo, sfrustrowane, które obietnic wyborczych już nie kupuje i daje wyraz swojemu niezadowoleniu w mediach społecznościowych.
Czy w takim razie tradycyjne sposoby prowadzenia kampanii, jak choćby debaty telewizyjne są jeszcze w stanie pomóc kandydatom, skoro mówimy, że wszystko rozstrzyga się w mediach społecznościowych? Mówiło się, że Hillary Clinton wygrała debaty, a jednak przegrała wybory.
Można powiedzieć, że w roku 2016 została zakwestionowana wartość debat telewizyjnych, które sprawdzały się, choć w coraz słabszym stopniu, począwszy od 1960 roku czyli przez 56 lat, a zatem przez długi okres czasu, ileś tych wyborów prezydenckich po drodze miało miejsce i debaty pełniły taką rolę rozstrzygającą. Teraz okazało się, że rolę rozstrzygającą pełnią media społecznościowe i trzeba przenieść uwagę analityczną i prognozować wyniki wyborów biorąc poważnie pod uwagę właśnie media społecznościowe. Sztab kandydatki partii demokratycznej zignorował całkowicie media społecznościowe. Zakładano, że media głównego nurtu i debata telewizyjna rozstrzygną o wynikach wyborów. Jak widać po rezultatach stało się dokładnie odwrotnie. Sygnały były czytelne, wyraźnie było widać, że większym i ciągle rosnącym poparciem otaczany jest kandydat partii republikańskiej, który nie miał silnego poparcia i nie ma nadal w obrębie swojej własnej partii, ale w mediach społecznościowych poparcie dla niego rosło i należało poważnie wziąć to pod uwagę.
Ludziom głosującym na Trumpa nie przeszkadzał np. jego brak politycznego doświadczenia, kontrowersyjne wypowiedzi o kobietach czy emigrantach?
W większym stopniu wyrazistość Trumpowi nadały hasła sprzeciwu, krytyki, antyestablishmentowe elementy jego programu wyborczego. Ważne było przesłanie, że chce osuszyć bagno w Waszyngtonie. To niezwykle chwytliwy slogan wyborczy, który przyciągał uwagę przede wszystkim do tego, że on chce coś zmienić, poprawić, oczyścić, uzdrowić sytuację. A zatem wszystkie inne słabości, jak widać nie odrzuciły społeczeństwa amerykańskiego do tego stopnia, żeby ono nie zagłosowało na Trumpa. Społeczeństwo podążyło za antyestablishmentowymi elementami jego programu wyborczego. To także należy poważnie zanalizować w tej chwili, bo następne wybory za 4 lata.
Czy to zjawisko może się rozlać na całą Europę? Wkrótce mamy wybory m.in. w Niemczech czy we Francji. Angela Merkel już zapowiedziała start, ale nastroje społeczne są przeciwko niej.
Dokładnie, Angela Merkel może startować tak jak Hillary Clinton, ale czy uzyska wystarczająca liczbę głosów żeby zostać kanclerzem na czwartą kadencję to się dopiero okaże po wyborach. We Francji podobnie, jest rosnące niezadowolenie społeczne, krytyka poszczególnych szefów państw, wcześniej urzędującego i obecnie urzędującego i rozstrzygnięcie może się dokonać w podobny sposób jak to miało miejsce w Polsce, w Wielkiej Brytanii czy w Stanach Zjednoczonych. Każdy kraj jest innego szczebla, innej rangi, ale jednak mechanizmy są podobne i na to trzeba zwracać uwagę.
Czy w takim razie Trumpa można porównać do Kukiza?
W większym stopniu szukałabym podobieństwa do wyniku wyborczego Andrzej Leppera w 2001 roku, kiedy na miesiąc przed wyborami badania opinii publicznej, badania CBOSu pokazywały, że 5% osób jest skłonnych poprzeć partię Samoobrona, tylko taka grupa przyznawała się do tego, że ma odwagę głosować na tą partię, ale ile ostatecznie dostała głosów wyborczych? 10%. Podobna sytuacja miała miejsce z Ruchem Palikota i teraz z Pawłem Kukizem czyli ponownie mamy do czynienia z trzema czytelnymi sygnałami, że ma miejsce tzw. spirala milczenia, nie wypada się przyznać do kontrowersyjnego, populistycznego kandydata, ale w momencie głosowania, kiedy idzie się za kotarę i oddaje anonimowo głos to głosuje się na tego kandydata i przykład Andrzeja Leppera, potem Janusza Palikota i teraz Pawła Kukiza jest tego potwierdzeniem.
Czy to właśnie jest powód tego, że dzisiejsze sondaże są niewiarygodne? Bo ludzie nie przyznają się, że głosują na daną partię?
Oczywiście, że zaczyna się dyskusja na temat wiarygodności sondaży i bardzo słusznie, że dyskutuje się na ten temat. Sondaże dają sygnały o tej grupie, którą się bada. Pytanie czy wyniki można generalizować, czy można je rozciągać na całe społeczeństwo? Nie, trzeba śledzić inne źródła informacji i ważnym źródłem niedocenionym są dzisiaj media społecznościowe i debata, która się w nich toczy. To jest paralelny głos do wyników badań opinii publicznej. Czyli należałoby przeanalizować, co badania opinii publicznej mówią i kto odpowiada na te badania, czyli jaka grupa była badana i prześledzić media społecznościowe. Tam nie możemy zdiagnozować, kim są ci ludzie, którzy wyrażają swoją opinię, ale trzeba zanalizować bardzo wnikliwie, jakie oni sygnały dają o sobie, czy to są ludzie bardzo młodzi, czy to są ludzie sfrustrowani, przegrani, jaka to jest kategoria, na ile się ją da dookreślić, powiedzieć coś więcej na jej temat, tak jak ona sama się przedstawia. Nie można zignorować tego źródła informacji. Powinno się docenić wartość informacyjną mediów społecznościowych i to jak widać jest problem w Stanach Zjednoczonych, w Wielkiej Brytanii czy w Polsce.
W kampanię Hillary Clinton bardzo mocno zaangażowana była Michael Obama, w której wielu upatruje nawet przyszłą kandydatkę na Prezydenta. Myśli Pani żeby byłoby to możliwe i że start Hillary Clinton w wyborach może być pewnego rodzaju przetarciem szlaku dla innej kobiety, w dodatku o innym niż biały kolorze skóry?
Nie jest to wykluczone. To sygnał, że czas na kobietę i to może być kobieta kolorowa czyli przedstawicielka innego kręgu kulturowego, rasowego. Michael Obama jest wziętą prawniczką z Chicago, miała kancelarię, prowadziła swoją aktywność zawodową z dużym sukcesem, dopiero kiedy została Pierwszą damą musiała rozstać się z tą funkcją. Mało prawdopodobne jest, ażeby po raz trzeci Hillary Clinton ubiegała się o fotel Prezydenta USA, w rezultacie takie naturalne miejsce żeby ją zastąpić mogłaby zająć Michael Obama. Jest bardzo wyrazistą i charyzmatyczną osobą, ma duże kompetencje jako wzięty adwokat, czyli jest przygotowana do pełnienia także roli wykonawczej. Ale jest jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. Zobaczymy, jaką ona sama w przyszłości podejmie decyzję.
Uważa Pani, że Prezydent Trump będzie realizował swoje postulaty czy jednak trochę zostanie utemperowany przez swoje środowisko polityczne i doradców?
Nie jest do końca przewidywalne to, jak Donald Trump będzie zachowywał się jako Prezydent, ale wyraźnie rośnie prawdopodobieństwo tego, że on kampanię wyborczą jako mistrz autopromocji traktował jako drogę do osiągnięcia zamierzonego celu czyli wygrania rywalizacji, natomiast w tej chwili zacznie się zachowywać jak wytrawny polityk, zacznie słuchać swoich doradców, których właśnie dobiera. Zobaczymy, jak oni będą funkcjonować, na razie jest za wcześnie żeby oceniać, ale nie widać, żeby on potwierdzał to, że będzie chciał prowadzić agresywną politykę, tak jak prowadził agresywną kampanię wyborczą. To dwie różne rzeczy.
Z niektórych haseł już się wycofuje, jak np. to że zamknie Hillary Clinton w więzieniu.
Żeby było zabawnie państwo Clintowie byli gośćmi na weselu Donalda Trumpa w 2005 roku, kiedy zawierał związek małżeński z Melanią Trump, więc oni prywatnie pozostają w ciepłych relacjach, bo na własne wesele nie zaprasza się swoich nieprzyjaciół.
A czy ten sposób prowadzenia kampanii wyborczej przez Trumpa popsuł debatę publiczną w Stanach, bo jednak zawsze USA słynęły z wysokiego poziomu politycznej rywalizacji?
To jest zmiana jeśli chodzi o styl i sposób prowadzenia kampanii wyborczej, natomiast pytanie czy to jest tylko jednorazowe wychylenie i oby tak było. To była brudna, oszczercza kampania, gdzie dwie strony nie przebierały w słowach, przy czym Donald Trump był bardziej agresywny, bardziej bezpardonowy w tej rywalizacji politycznej. Ale jak widać nie zadziałało to niekorzystnie, on był odbierany jako ten, który jest bardziej wyrazisty w tej kampanii. Więc społeczeństwo amerykańskie nie zwariowało, nie straciło równowagi psychicznej, tylko dokonało wyboru, czy poprzeć bardziej wyrazistego kandydata czy mniej wyrazistą kandydatkę, a Hillary Clinton, która jest wyrazistym politykiem, w kampanii wyborczej tą wyrazistość ograniczyła.
Jak wybór Trumpa na Prezydenta USA został odebrany w Rosji?
Wszystko wskazuje na to, że te osoby, które wchodzą do przyszłego otoczenia politycznego Prezydenta – elekta Donalda Trumpa to są ci, którzy już wcześniej układali się z rządem Miedwiediewa i Prezydentem Putinem w Rosji czyli że te kontakty, relacje już były dość bliskie i należy przewidywać, że one będą bardziej intensywne aniżeli można było to rozważać w odniesieniu do potencjalnej wygranej kandydatki demokratów czyli wszystko wskazuje na to, że następować będzie zbliżenie w relacjach rosyjsko-amerykańskich, ponieważ Donald Trump bardzo mocno komplementuje Prezydenta Putina, a Prezydent Putin komplementuje Donalda Trumpa czyli póki co mamy bardzo korzystny klimat do współpracy między nimi.
Czyli Europa powinna się bać tego wyboru?
To jest silny sygnał ostrzegawczy, który wskazuje na konieczność przemyślenia sobie polityki Unii Europejskiej z Rosją, polityki Unii Europejskiej ze Stanami Zjednoczonymi oraz polityki europejskiej z Rosją i USA jednocześnie.
Dr. hab. Teresa Sasińska – Klas, prof. UJ Specjalista z zakresu socjologii stosunków politycznych i teorii komunikowania masowego. Zajmuje się m.in. relacjami media a polityka oraz zastosowaniem nowych mediów w procesie komunikacji publicznej. Członek Polskiego Towarzystwa Socjologicznego i Komisji Prasoznawczej przy Oddziale PAN w Krakowie oraz Polskiego Towarzystwa Nauk Politycznych. Sekretarz Generalny East-Central European Network for Educators in Journalism and Mass Media. W 1999 r. dyrektor Polish Academic Information Center w State University of New York at Buffalo. W latach 1998-2003 prze dwie kadencje pełniła funkcję dyrektora Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UJ. Obecnie Kierownik Zakładu Komunikowania Międzynarodowego i Mediów przy IDMIKS UJ.