Michalik: Czy zatroskani o los demokracji powinni martwić się spadkiem poparcia dla Trzaskowskiego?
A przecież dokładnie tego Koalicja, a z nią wszyscy Polacy, którzy chcą żyć w spokojnej demokratycznej Polsce mieli uniknąć: strachu o wynik wyborów do ostatniej chwili i możliwości, że wygra Nawrocki.
Czy nie byłoby świetnie gdyby Rafał Trzaskowski miał w tej chwili grubo ponad czterdzieści procent poparcia i niemal dwudziestoprocentową przewagę nad Karolem Nawrockim? Czy wszyscy zwolennicy utrzymania demokracji i bliskich przyjaznych stosunków z Unią Europejską nie czuliby się wtedy lepiej?
Oczywiście część spadków w sondażach to "efekt debat" – bo niektórzy wyborcy są przekonani, że dyskutować trzeba z każdym i mają Trzaskowskiemu za złe niestawiennictwo w TV Republika. Tyle że "rozmawiać trzeba z każdym" jest prawdą, ale w warunkach normalnej demokracji i istnienia prawdziwych mediów.
Telewizja Republika nie jest jednak rzetelnym medium, tylko ośrodkiem szerzącym tezy propagandowe PiS i Konfederacji, a i niestroniącymi od powielania narracji zgodnych z narracjami Kremla.
Występ kandydata KO w TV Republika równałby się jego zgodzie na uznanie tej stacji za normalną, uczciwą telewizję i rzetelne medium, ale i co gorsza, na użycie jego własnego wizerunku do celów propagandowych.
Bo nikt się przecież nie łudzi, że Rafał Trzaskowski zostałby tam potraktowany uczciwie i że jego wypowiedzi nie zostałby później wycięte i wyjęte z kontekstu i używane po wielokroć w kłamliwych materiałach, prawda?
Zabrakło jednak mocnego wyjaśnienia tej sprawy opinii publicznej – zmarnowano okazję do wystąpienia wyjaśniającego drugie dno tej decyzji i przedstawienia niedających się podważyć argumentów.
Czytaj także: https://natemat.pl/600323,debaty-w-polsce-to-cyrk-a-nie-merytoryczna-dyskusja-zapytal-o-ich-sensZ drugiej strony prawda jest taka, że Rafałowi Trzaskowskiemu najbardziej szkodzą, inni koalicyjni kandydaci na prezydenta po stronie demokratycznej. Oni zresztą najbardziej agresywnie i najczęściej go atakują, zacietrzewieniem dorównując nierzadko kandydatom PiS-u i Konfederacji. Tu jednoznacznie złą robotę dla demokracji robią, moim zdaniem, Szymon Hołownia, Adrian Zandberg, Magdalena Biejat.
Te wybory to nie są normalne wybory prezydenckie, w których jeśli wygra kandydat KO to fajnie, a jeśli Nawrocki to też luz.
Te wybory mają znaczenie historyczne i zdecydują o naszych gwarancjach bezpieczeństwa – wewnętrznego i zewnętrznego. Prezydent demokratyczny, Rafał Trzaskowski będzie gwarantem kontynuacji procesu przywracania praworządności, stabilności w polityce zagranicznej i przede wszystkim – umożliwi rozliczenie PiS (mam nadzieję) – ponieważ nie będzie ułaskawiał skazanych przestępców z tej formacji.
A co najważniejsze, zwycięstwo Trzaskowskiego będzie oznaczać dalsze wzmacnianie obronności Polski w zachodnich sojuszach bezpieczeństwa.
Zwycięstwo kandydata PiS natomiast będzie oznaczać świadomą eskalację nienawiści i podziałów dalsze rozłamy, niepokoje, chaos i oddalanie się od NATO i UE, pozbawienie Polski gwarancji bezpieczeństwa i wepchnięcie nas w łapy Putina.
Dlatego jeśli Trzaskowski przegra, moim zdaniem ci kandydaci będą współwinni.
To jest czas, w którym sztab Trzaskowskiego nie może sobie pozwolić na błędy.
Moim zdaniem, jeśli chce wygrać, na ostatniej prostej kampanii Trzaskowski powinien bardzo zdynamizować i wzmocnić swój przekaz mówiąc wprost o potrzebie rozliczeń z PiS i o tym, że głosowanie na Nawrockiego oznacza ich zablokowanie, ułaskawianie przestępców, wyjście Polski z UE i bezpośrednie zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa.
Brakuje mi także w jego kampanii podkreślania jaką siłą w obliczu zagrożenie wojną jest dobra współpraca rządu i prezydenta, pokazanie Polakom, że kłótnie Nawrockiego rządem Tuska, które można wziąć za pewnik – mogą ich kosztować wojnę, a więc utratę zdrowia i życia, a na pewno bezpieczeństwa.
Trzaskowski nadal ma sondażową przewagę w II turze, choć wyborcy demokratyczni powinni zrobić wszystko, żeby wygrał w pierwszej. Dla zwycięstwa kluczowe będzie zmobilizowanie wyborców Lewicy, Trzeciej Drogi i niezdecydowanych, a nie – podkreślam to z całą mocą – podlizywanie się zdeklarowanym wyborcom PiS. Tych nic do niego nie przekona i szkoda na to czasu. Potencjalne podlizywanie się wyborcom PiS przyniesie zresztą odwrotny skutek - zniechęci do kandydata KO jego własnych wyborców.