To oni najbardziej oberwali przez aferę z Collegium Humanum. "Byliśmy tylko przykrywką"
Kilka dni temu kilkadziesiąt osób protestowało przed budynkiem byłego Collegium Humanum w Warszawie. Teraz to już Uczelnia Biznesu i Nauk Stosowanych "Varsovia", ale i tak większość kojarzy tę pierwszą nazwę. W końcu to jedna z afer, która ciągnie się od miesięcy.
Poszkodowanych może być tak naprawdę tysiące osób, więc ostatnia manifestacja była w zasadzie symboliczna. Pokazuje jednak, że afera z Collegium Humanum ma twarz nie tylko znanych osób, czołowych polityków czy biznesmenów.
– Zamieszanie, brak kontaktu z uczelnią, jedynie upominają się o brak płatności. Wciąż dostaję maile o uiszczenie opłaty rezygnacyjnej – mówi naTemat pani Paulina, która opuściła uczelnię po pierwszym roku.
Afera z Collegium Humanum
Wielu studentów czuje się poszkodowanych. A to dlatego że stawia się znak równości między nimi a osobami, które nielegalnie dostawały dyplomy tej uczelni. Kilkaset osób już zdecydowało się na zbiorowy pozew.
Przypomnijmy, że na początku roku do siedziby uczelni w Warszawie weszło CBA. Śledczy wprowadzili tam zarząd przymusowy. A studenci zostali z problemami. Jedni chcą odebrać swoje dyplomy, inni czekają na karty przebiegu studiów, żeby w ogóle mieć możliwość przeniesienia się na inną uczelnię.
Magdalena Stryja, rektorka Uczelni Biznesu i Nauk Stosowanych "Varsovia", poinformowała studentów, że uczelnia nie może wydać dokumentów, które nie są zweryfikowane.
W najgorszej sytuacji są teraz prawdopodobnie ci, którzy kończyli edukację na uczelni w momencie aresztowania Pawła Cz., byłego rektora CH (już opuścił areszt – red.). Od lutego CBA zatrzymało 28 osób w związku ze sprawą Collegium Humanum. Wśród nich znalazł się Jacek Sutryk, prezydent Wrocławia.
I właśnie z głośnymi nazwiskami od początku kojarzona była uczelnia, o której zaczęło się mówić jak o "fabryce dyplomów". Jeszcze za rządów PiS głośno zrobiło się o tym, że MBA zrobione w CH to droga na skróty do stanowisk na przykład w radach nadzorczych różnych spółek.
Studiowali tu biznesmeni, politycy, także z Koalicji Obywatelskiej. Oni też przymierzają się do zbiorowego pozwu, bo chcieli po prostu skończyć studia. Normalnie chodzić na zajęcia, zdawać egzaminy. I niektórzy je ukończyli. Tyle że przez aferę zostali na lodzie.
– Jestem w szoku. Zastanawiam się, co tam się dzieje, bo to jest naprawdę wydarzenie. Czuję się jeszcze bardziej oszukany. To powoduje, że te dyplomy są warte zero, po prostu zero – mówił zdenerwowany Witold Zembaczyński z KO, do którego zadzwoniliśmy po zatrzymaniu Sutryka. – Co z tymi ludźmi, którzy dalej tam studiują? Co z tym wszystkim? Skoro CBA miało już informacje, to gdzie było państwo i dlaczego to wcześniej się nie wydarzyło? Nie byłoby więcej osób poszkodowanych jak ja – argumentował polityk.
Ci poszkodowani teraz w większości załamują ręce. Założyli grupę na Facebooku, w której codziennie przybywa postów o tym, co dalej z odbiorem dokumentów. Jedni piszą o "kpinach" i "skandalu", inni wprost wspominają o "cyrku".
"Byliśmy przykrywką do interesów"
– Trzymano nas tylko po to, żebyśmy płacili czesne. Uczelnia padała już od lutego albo od marca. Nikt nie informował o złej sytuacji. Pisaliśmy maile, chcieliśmy dostać karty przebiegu studiów, ale nikt nam ich nie wydał. Czekamy dalej, niektórzy ludzie stracili pięć lat, czas, nerwy i pieniądze – wylicza dla naTemat pani Paulina.
I dodaje: – Uczelnia wysyła informacje, że nie należy nam się zwrot kosztów, bo korzystaliśmy z platformy, mieliśmy dostęp. Zrobiono nagonkę na uczelnię za zakupione dyplomy, żeby oczernić zwolenników PiS. My byliśmy przykrywką do tych interesów.
Zostaliśmy oszukani i z niczym, bez kart przebiegu studiów, bez zwrotu kosztów. Nam się nic nie należy, tylko im. Czujemy się oszukani i pozbawieni wsparcia.
Pani Paulina studiowała razem z koleżanką, która była rok wyżej. Obie przeniosły sie później na inną uczelnię. – Zamknęłam ten rozdział, ze mną odeszło bardzo dużo ludzi. Ale część została i liczy na cud – podkreśla.
Kolejna osoba, z którą rozmawiałem, też nie może doczekać się dokumentów. I zastanawia się, jakim cudem uczelnia otworzyła jeszcze swoje filie w innych miastach. Między innymi w Gdańsku czy Rzeszowie.
Sama rezygnacja z nauki na tej uczelni – też była zamieszaniem. – Wysłaliśmy taką ręcznie podpisaną, zarówno na Warszawę, jak i na Poznań. Ja zapisywałam się w Warszawie, bo to była dla mnie najbliższa filia. Potem, jak zrobiło się głośno, przerzucono nas do Poznania. Tam się zaczął bałagan z zajęciami, wykładowcami, zaliczeniami i wpisami. Tragedia – opisuje pani Paulina.
Ale pierwsze wrażenie na Collegium Humanum wcale nie musiało być złe, co słyszę od dwóch osób. – Wykładowcy byli w porządku. Zajęcia też na poziomie – przekonuje moja rozmówczyni. – Atrakcyjna była po prostu forma: całkowity tryb online. Super opcja dla zapracowanych ludzi. Tylko teraz nawet wartość takiego dyplomu to już wątpliwa sprawa – precyzuje pani Paulina.
Co dalej z obronami i dokumentami studentów?
21 listopada Magdalena Stryja przekonywała na specjalnej konferencji, że w ciągu najbliższego tygodnia w systemie pojawi się kilkadziesiąt tysięcy ocen, zweryfikowanych i legalnych. Obrony są zaplanowane na najbliższy tydzień. – Na kartę przebiegu studiów wciąż czeka około 1,6-1,7 tys. studentów – mówiła rektorka, którą cytuje Onet.
Czytaj także: https://natemat.pl/576797,afera-collegium-humanum-karol-karski-byly-europosel-PiS-z-zarzutami