"Zmieniał decyzję i kreślił". Ujawniono szokujące zachowanie sądu ws. inwigilacji Brejzy
Chodzi tu o losy wniosku dotyczącego objęcia Krzysztofa Brejzy kontrolą operacyjną przez Centralne Biuro Antykorupcyjne, jaki Sąd Okręgowy w Warszawie pierwotnie zatwierdził w kwietniu 2019 roku. Nie wszystko poszło jednak po myśli ówczesnego kierownictwa CBA i Prokuratury Krajowej.
Sąd zgodził się bowiem tylko na miesiąc szpiegowania polityka Koalicji Obywatelskiej, a nie trzy, o co wnioskowali agenci. Po upływie pierwotnego terminu CBA i PK musiały więc zwrócić się z wnioskiem o przedłużenie kontroli operacyjnej (czyli w tym przypadku przede wszystkim inwigilacji oprogramowaniem Pegasus).
I wtedy wydarzyło się coś, co jeden z doświadczonych w służbach specjalnych rozmówców Kamila Dziubki opisuje słowami: "Przerobiłem w życiu dziesiątki, jeśli nie setki wniosków o kontrolę operacyjną i nigdy nie spotkałem się z przypadkiem, żeby sędzia zmieniał decyzję i kreślił po formularzu".
W aktach zastano bowiem widok, który sugeruje, że w maju 2019 roku sędzia decydujący o przedłużeniu inwigilacji Brejzy zdecydował się na odmowę – na formularzu zakreślono bowiem taką opcję rozstrzygnięcia i nawet wpisano konieczne jedynie w przypadku odmowy uzasadnienie. W nim można przeczytać, że materiał dowodowy przedstawiony przez CBA nie był wystarczająco wiarygodny.
Z jakiegoś powodu ostatecznie jednak decyzja odmowna i uzasadnienie zostały przekreślone. Pojawił się za to odręczny napis "wyrażam zgodę na przedłużenie".
W swoim materiale dla Onet.pl Kamil Dziubka przypomina także, że CBA miało operować SMS-ami rzekomo przez Krzysztofa Brejzę wysłanymi, a tak naprawdę sfałszowanymi. Stanowiły one zbitek fragmentów różnych innych wiadomości (na kompletnie różne tematy i wysyłanych w różnym czasie) wykradzionych Pegasusem z telefonu polityka KO.
"W sprawie Pegasusa największy ładunek przestępczy tkwi w niejawnych czynnościach operacyjnych" – skomentowała najnowsze doniesienia medialne małżonka europosła, a zarazem jego pełnomocniczka Dorota Brejza. Z oczywistych powodów inwigilacyjnym procederem z czasów poprzedniej władzy pokrzywdzona była także ona.
A dlaczego w ogóle Brejzowie na celowniku operujących Pegasusem się znaleźli? Powszechnie za główny powód uznaje się to, że Krzysztof Brejza w 2019 roku był szefem sztabu wyborczego Koalicji Obywatelskiej. Rząd PiS poprzez podporządkowane sobie służby specjalne mógł więc łatwo zdobywać wiedzę o tym, co planuje największa formacja opozycyjna.
Na początku poniedziałkowego przesłuchania przed sejmową komisją śledczą ds. Pegasusa Brejza wskazał jednak na jeszcze jeden argument, który za czasów PiS miał zdecydować o tym, że zainteresowało się nim CBA.
– Drugim wektorem była osobista niechęć do mnie ze strony Jarosława Kaczyńskiego. Ponieważ z jednej strony podważałem jego rzekomy antykomunizm, z drugiej strony ujawniałem, jak jego środowisko – jego decyzjami – wzbogaciło się na majątku narodowym – ocenił Brejza.