"Gdy widzę napiwek, robi mi się ciepło na serduszku". Oni dostają tipy – mówią nam, ile to znaczy
Ile dla człowieka znaczy napiwek? "Czułem, że jestem profesjonalny"
Piotrek ma obecnie 30 lat i mieszka na Śląsku. W 2014 roku z polecenia kolegi udało mu się zacząć pracę w firmie, w której wykonywał obowiązki podobne do taksówkarza. Z jednym wyjątkiem: to on prowadził auta klientów do wyznaczonego miejsca. Przepracował tak aż dwa lata.
– Klient dzwonił do centrali, mówił, gdzie chce jechać, ja się pojawiałem i ruszałem samochodem zamawiającego – mówi – Przede wszystkim odwoziłem pijanym ludziom ich auta. Coś jak szofer – dodaje.
– Kończysz jeden kurs i musisz się dostać jak najszybciej w miejsce następnego. Często ktoś z ekipy jeździł za nami drugim samochodem i nas zgarniał od razu po odstawieniu klienta – opisuje.
Piotrek pracował głównie w weekendy i zawsze starał się zachowywać profesjonalnie, uprzejmie oraz z klasą wobec każdego. W wielu przypadkach był z tego powodu doceniany poprzez napiwek. – Jeśli przejazd kosztował 45 zł, to dawali 50 zł i odmawiali przyjęcia reszty. Jak pojawiały się koszty ok. 75 zł, to dawali razem 100 zł – tłumaczy.
Jak często pojawiały się napiwki? – Co dyżur. Z moją stawką pracy było tak, że bez umowy dostawałem 100 zł za 12 godzin pracy. Kolejne 100-200 zł wyciągałem z napiwków. Za samą pracę w weekendy wyciągałem dzięki temu miesięcznie około 2 tys. zł. I to przed inflacją, więc wartość pieniądza była inna – wylicza.
Gdyby nie ludzka życzliwość, Paweł mógłby liczyć jedynie na 800 zł dochodu. – Oczywiście, bardzo to doceniałem, zawsze dziękowałem, nawet jeśli chodziło o byle resztę. Z czasem zauważyłem, że miewam najwyższe tipy. To dawało mi poczucie, że jestem fajny i profesjonalny – ocenia.
"Gdy dowiozłem panu telefon, dorzucił jeszcze 100 zł. Czułem się dowartościowany"
Marek mieszka w województwie małopolskim. 24-latek przez rok, od sierpnia 2021 do września 2022 roku, pracował jako kierowca Ubera. W przypadku taksówek na aplikację większość transakcji odbywa się za pośrednictwem karty podpiętej do telefonu. Z tego względu w przypadku mobilnych płatności rzadziej zdarzają się napiwki.
No, chyba że klient płaci gotówką. – Wtedy klient często zaokrąglał w górę napiwek. Jak wyszło 27 zł, to dawał 30 zł. Okazjonalnie zdarzały się kwoty powyżej 15-20 zł za kurs. W przypadku aplikacji zdarzały się bardzo rzadko i prawie nigdy nie przekraczały 5-10 zł – wyjaśnia Marek
Najlepszy napiwek, jaki mi się trafił, dał mi mocno wstawiony pan, który zostawił u mnie w samochodzie telefon. Przy wysiadaniu otrzymałem 50 zł, a gdy wróciłem się oddać telefon, to dorzucił jeszcze stówkę.
A co napiwki dają Markowi? Przede wszystkim poczucie docenienia jego wysiłku. – Zawsze było miło, gdy klient zostawił napiwek, nieważne czy to było 10 zł, czy 2 zł. To jest miły gest dla kierowcy, czułem się wtedy bardziej doceniony za umiejętności i dowartościowany. Ja jako klient też zawsze staram się zostawić napiwek, kiedy jest to możliwe – podsumowuje.
Julia ma 22 lata i od dwóch lat pracuje w branży beauty, w Warszawie. Kobiety, które powierzają jej swój wygląd, same bardzo chętnie wynagradzają ją dodatkowymi tipami. I jak przyznaje, zawsze budzi to jej zdziwienie.
– Szczerze mówiąc, zawsze jestem pod wrażeniem, kiedy klienci decydują się na wręczenie mi napiwku – mówi, po czym dodaje: – Biorąc pod uwagę to, że aktualnie ceny naprawdę poszły bardzo intensywnie w górę, znaczy to dla mnie wiele.
– Czuję, że moja praca jest rzetelnie wykonana i klient jest zachwycony. Średnio dostaję w granicach 20-50 złotych, jeżeli chodzi o napiwek. Co więcej, dostaję je niemalże za każdym razem przy rozliczaniu płatności – podsumowuje.
"Gdy widziałam napiwek, bardzo się cieszyłam. Zawsze starałam się odwdzięczyć"
Marta ma 48 lat. Od 2012 roku przez prawie dwa lata była pokojówką w jednym z najbardziej renomowanych hoteli w Polsce. Moja rozmówczyni w ciągu dnia do posprzątania miała od 10 do 14 lokali.
Trudno więc mówić, że pokojówkom nie należy się dodatkowe docenienie w postaci tipa. W przypadku pokojówek zasada jest prosta: jeśli sprzątając, znajdziesz pieniądze, to nie możesz ich zabrać. Ale jeśli są na poduszce w łóżku, albo na komodzie przy łóżku, to wiadomo było, że to napiwek.
– Napiwki nie były częstą sytuacją, Ale ja otrzymywałam je częściej od koleżanek. Dlaczego? Bo ja pracowałam na droższych piętrach, gdzie zatrzymywały się same VIP-y – tłumaczy.
– Przeważnie to był jeden banknot lub monety. Były osoby, które potrafiły zostawić sto złotych, a czasami było tak, że 100 złotych zbierało się przez miesiąc. To często były dolary albo euro, bo goście byli zagraniczni – wyjaśnia.
– Wiadomo, że się cieszyłam, bo moje zarobki nie były wysokie. Nawet bardzo się cieszyłam. A kiedy widziałam, że gość zostawił mi napiwek, a zostawał na dłużej w hotelu, to odwdzięczałam się i np. częściej zmieniałam pościel, choć nie miałam takiego obowiązku. Albo dołożyłam więcej kosmetyków do łazienki – mówi.
"Potrafiłam sprawić, żeby człowiek czuł się ważny"
Magda ma 31-lat i mieszka na Mazowszu. 10 lat temu rozpoczęła swoją przygodę z gastronomią, a dokładniej – z pracą barmanki. Zaczynała w małych lokalnych barach, później trafiła na warszawskie Pawilony, a skończyła w popularnym stołecznym klubie, który już nie istnieje.
31-latka zwraca uwagę, że napiwek to nie tylko nagroda za realizowanie obowiązków zawodowych, a za szczególne pochylenie się nad klientem. – Mój pierwszy napiwek w życiu dostałam drugiego dnia pracy. To było 250 zł, chociaż gość wypił tylko dwa piwa po 5 zł. Dał mi takiego tipa tylko dlatego, że mógł mi się wygadać ze swoich problemów – słyszę.
W przypadku imprez typu halloween czy Sylwester napiwki znacznie przekraczały zarobioną dniówkę. Magda przyznaje, że otrzymywała tipy od 5 zł do... nawet 800 zł. – Oczywiście, różne miejsca to różna klientela. Ale dużo zależy od tego, w jaki sposób podchodzisz do człowieka i w jaki sposób przeprowadzisz go przez proces zamówienia – tłumaczy.
Prawie zawsze potrafiłam zagadać, zażartować, albo puścić oko w odpowiednim momencie żeby człowiek po prostu poczuł się ważny nawet w tak prozaicznej sprawie, jak zamawianie drinka.
Czy barmanki, które nie starały się o kontakt czy relacje z klientem mogły liczyć na tipa? – Pracowałam z ludźmi, którzy po prostu przyjmowali i realizowali zamówienie. Oni raczej napiwków nie dostawali – ocenia.
Dla Magdy docenienie jej pracy... pozwalało na utrzymanie się. – Godzinówka w gastro to był dramat. Tipy po prostu były moim głównym źródłem dochodu i pozwalały na utrzymanie płynności finansowej – wyjaśnia.
– Gastro to ciężka fizycznie praca, gdzie trzeba było liczyć każdą godzinę, żeby jakkolwiek zarabiać – dodaje.
"Zawsze robi się ciepło na serduszko, gdy widzę napiwek"
Ola ma 20 lat i pochodzi z Lubelszczyzny. Pracowała w gastronomii przez trzy ostatnie sezony wakacyjne zarówno w formule napiwków dzielonych z kuchnią, jak i napiwków branych w całości dla siebie.
Zaczęła jeszcze gdy miała 17 lat, pod koniec drugiej klasy liceum. W przeciwieństwie do Magdy Ola była nie barmanką, a kelnerką. Pierwszą pracę podjęła w meksykańskiej knajpie, a kolejną w eleganckiej restauracji leżącej przy popularnym miejscu w Lublinie.
– Zdarzają się stoliki, gdzie łapię świetny kontakt z gośćmi. Są tacy, którzy zostawią 2-3 dyszki za nic. Chociaż w poprzednich sezonach było lepiej z tipami. W tym roku widać, że ludzie zbiednieli i oszczędzają, gdzie mogą.
W przypadku zawodu Oli napiwek także nie należy się pracownikom ot tak. – Im bardziej goście poczują się zaopiekowani, tym większa szansa na fajny napiwek – tłumaczy 20-latka. Jak wylicza, w ciągu zwykłego dnia pracy potrafi wziąć łącznie 280 zł napiwków.
– Jestem w wyjątkowej sytuacji, bo mnie napiwki nie robią wypłaty. To raczej dodatek finansowy. Ale zawsze robi się cieplutko na serduszku, gdy zgarniam płatnik ze stołu i widzę tipa – mówi.
NaTemat ruszył z projektem "Tip the journalist". Od teraz możesz docenić również naszą pracę!
Rolę napiwków, a wręcz emocje wokół nich, widać jak na dłoni. Tak samo, jak kelnerki, barmanki, kosmetyczki czy bariści, my, dziennikarze, też dostajemy wypłatę. Nie zmienia to jednak faktu, że wsparcie i docenienie naszej pracy przez czytelników daje nam siłę do działania.
Bycie dziennikarzem to nie praca na 8 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu. Życie, polityka, problemy zwykłych ludzi dzieją się wokół nas przez całą dobę. A naszym obowiązkiem jest mieć oczy dookoła głowy, by móc robić to, co leży w DNA naTemat – robić różnicę.
Portal naTemat.pl pokonał kilkaset zgłoszeń i znalazł się w gronie europejskich laureatów programu Google pt. "GNI Innovation Challenge". To oznacza, że otrzymaliśmy 100 tys. euro na rzecz realizacji projektu "Tip the journalist". Pod koniec września wystartowaliśmy z systemem, który umożliwia czytelnikom wspieranie finansowe nie redakcji, a samego autora.
Co najważniejsze – cała kwota napiwku trafia do autora jako dodatek. Mowa tutaj więc naprawdę o faktycznym podziękowaniu za materiał dziennikarski. Każdego dnia bowiem, jako zespół czujemy ogromną odpowiedzialność za zapewnienie naszym czytelnikom dawki inspiracji, rozrywki oraz najważniejszych informacji.
Jeszcze w zeszłym roku redaktor naczelny Michał Mańkowski pisał o misji naszego serwisu. Wtedy zauważył, że media są od tego, by dawać głos tym, którzy go nie mają i zwracać uwagę na problemy, które pozostają niezauważone.
Cenisz reportaże Anety Olender i Darii Różańskiej? Poszerzasz horyzonty zapoznając się z historiami z Polski powiatowej w wydaniu Katarzyny Zuchowicz? Być może regularnie czytasz wywiady, w których Anna Dryjańska bierze pod włos polityków? A może kręci cię sposób, w jaki Agnieszka Miastowska opowiada o związkach lub lifestyle'u? A to tylko mała część naszych uzdolnionych twórców.
Od teraz będziesz mógł wesprzeć finansowo naszą pracę. I za każdy taki wyraz uznania naszych starań, z góry bardzo dziękujemy!
Czytaj także: https://natemat.pl/439801,natemat-docenione-przez-google-stworzymy-system-napiwkow-dla-dziennikarzy