Początek końca PiS
To, co wydarzyło się w USA 6 stycznia tego roku (kompromitacja "zamachu" Trumpa i uzyskanie kontroli nad Senatem przez Demokratów) będzie miało ogromny wpływ na sytuację w Polsce. Kaczyński znalazł się w pułapce. Postawił całą kartę na zwycięstwo Trumpa i przegrał.
Jednocześnie jednak ten bliski związek był bezalternatywny. Zerwanie relacji z UE oraz brak możliwości realnej kooperacji z Rosją (przynajmniej oficjalnej współpracy ze względu na nastroje zaplecza wyborczego) stawiało relacje PiS z Partią Republikańską i osobiście z Trumpem jako warunek funkcjonowania w świecie. Ktoś może powiedzieć, że PiS może funkcjonować bez żadnych relacji. Nie może.
Aby wygrać następne wybory Kaczyński musiałby wyeliminować realną opozycję. Zabrał się za to jako wicepremier ds. Bezpieczeństwa z wielką energią. Wyeliminowanie opozycji wymaga jednak domknięcia systemu kontroli nad wymiarem sprawiedliwości. Tego domknięcia nie ma, gdyż w sprawach oczywiście politycznych sądy zazwyczaj jeszcze nie idą na pasku prokuratury (gdyby było inaczej, nie pisałbym swobodnie tego felietonu, bo w aresztach nie ma dostępu do internetu). Aby domknąć ten system musiałaby nastąpić wymiana kadr w sądach.
Obecnie po upadku i kompromitacji Trumpa jest to niemożliwe. Konsekwencje bowiem takiej spektakularnej zamiany systemu niezawisłych sądów na sądy partyjne mogłyby spowodować taką reakcję administracji Bidena, że nikt nie byłby w stanie w Polsce tego przeżyć. Wyobraźmy sobie, że Biden ogłasza sankcje wobec poszczególnych osób z PiS, sankcje wobec firm zarządzanych przez państwo PiS, odcina wszystkich działaczy PiS od Twittera, Facebooka, Google, czy czego tam jeszcze. I ustanawia zakaz wjazdu na polityków PiS do USA.
Przecież nikt w Polsce nie jest w stanie tego przeżyć. Jednocześnie Kaczyński nie może tego nie zrobić, bo czas biegnie na jego niekorzyść. Każdy rok oznacza bowiem kilkaset tysięcy młodych wyborców więcej, którzy w swej masie nienawidzą PiS i oznacza również odchodzenie starszych pokoleń, które raczej sprzyjały PiS (odchodzenie to przyspiesza ponuro nieudolna polityka dotycząca epidemii).
W rezultacie za dwa lata nie ma takiej matematycznej możliwości, aby PiS mógł wybory wygrać. Opozycja jest po klęsce Trzaskowskwskiego ciągle oszołomiona, ale na horyzoncie widać, że Donald Tusk z nową siłą zabiera się za politykę w Polsce, co może oznaczać zbudowanie jakiegoś sensownego rozdania przed najbliższymi wyborami. Wyrasta też świeża siła Hołowni, co daje szanse na przyciągnięcie do opozycji nowych wyborców.
Pamiętajmy, że Kaczyński ma pełną świadomość tych procesów, ale jednocześnie wie, że nawet chwilowe oddanie władzy w jego przypadku jest niemożliwe, gdyż popełnił cały szeregi przestępstw konstytucyjnych. Szczerze mówiąc, to różni go od Trumpa, który Konstytucji USA właściwie, aż do 6 stycznia, nie naruszał. Z jednej strony więc Kaczyński, aby powstrzymać normalny proces wyborczy musiałby zniszczyć opozycję poprzez normalne dyktatorskie metody takie jak na Białorusi, ale z drugiej strony nie może już tego robić, bo nie ma ochrony ze strony USA.
Jeżeli zaś tego nie zrobi, to wybory przegra. Gdyby były one nawet dzisiaj, to już większości w Sejmie z pewnością by nie uzyskał. W normalnej sytuacji politycznej posłowie po połowie kadencji zaczynają się rozglądać za swoją sytuacją przed następnymi wyborami. W obecnej sytuacji ten proces zostanie przyspieszony, bo posłowie będą grali nie tylko o reelekcję, ale o wyjście z odpowiedzialności za przestępstwa konstytucyjne PiS. Tak więc już w tym roku dojdzie do erozji w obozie władzy. Pierwsze symptomy tego procesu już były zresztą widoczne pod koniec zeszłego roku. Ten sam proces z tymi samymi motywami będzie obejmował Prezydenta.
Z tych powodów uważam, że opozycja (i tu jest moim zdaniem szczególna rola D. Tuska) winna przygotowywać warianty startu wyborczego. Winna też rozmawiać z posłami PiS i wypracować mechanizm amnestii dla pierwszych dwudziestu, którzy opuszczą Kaczyńskiego (może nawet rozważyć rozmowy z Dudą, ale tu nie mam pewności). Warte amnestii byłoby przyspieszenie upadku PiS o roku lub dwa.
Polska nie jest samotną wyspą. Nastroje w naszym kraju są prozachodnie i nikt nas do strefy wschodniej nie przeniesie. Ponieważ cały świat zachodu uważa obecnie Kaczyńskiego za skrzyżowanie Łukaszenki z człowiekiem-bizonem sfotografowanym w szturmie na Kapitol, to nie ma on szans trwać u władzy. Należy więc ze spokojem i konsekwentnie przygotowywać się do przejęcie władzy i do zaoferowania Polakom programu, który im pomoże takie przejęcie poprzeć.
Roman Giertych
Wpis pierwotnie ukazał się na profilu Romana Giertycha na Facebooku