Mruga oczami. Boże, mruga oczami. Czy to znaczy, że znowu zaczyna widzieć? Wita się z ludźmi, których zna tylko ze słyszenia. Twarze, oczy. Widzi! Normalnie jak kiedyś. Ale pod skórą czuje dziwny niepokój. "Jezus..." – dochodzi do niej powoli, że to może być tylko sen. Niepewnie otwiera oczy. Ciemno.
Schody. Długie, kręte, kamienne. Wspina się. Samiuśka tam jest.
Krok, stuknięcie laski o beton.
Krok, znów spotkanie aluminium z kamieniem.
Nie wie po co, ale musi być na górze.
Słabnie. Rękami próbuje unieść nogi. Mięśnie bolą, jakby były za słabe na podróż przez kilkanaście stopni.
Chwyta za poręcz, podciąga się. Nie działa – wciąż za wolno. Musi iść szybciej. Ale, cholera, nie może.
Zaczyna się prawie czołgać.
Wybudza się. Łapie oddech.
Znów ten niechciany sen. Od dawna chce go zrozumieć. – Że życie jest czasem takim wysiłkiem. Próbuję coś osiągnąć, zawsze takim dużym kosztem. Czuję zmęczenie – ścisza głos.
TUTAJ POSŁUCHASZ REPORTAŻU:
Ewa nie widzi w tym śnie żadnego obrazu. Bo góra, chmura czy drzewo są dla niej abstrakcją.
Ale czuje, że stopy przesuwają się po kamiennej powierzchni, że ciepła dłoń spotyka się z zimną, metalową poręczą, a słony pot spływa po twarzy. Śni tak jak żyje – bez obrazu, innymi zmysłami.
– Moje sny – Ewa robi pauzę – są jak ja – niewidome.
– Nie ma w nich nawet czarnej albo szarej plamy? – dopytuję.
– Kompletnie nie. Bo ja
do końca nie wiem, czym jest szary, czarny, więc w moich snach nie ma żadnego obrazu. Ale i tak uwielbiam śnić – rozpromienia się.
Strata
Ewa jest po czterdziestce. Mówią jej, że widziała przez pierwsze dwa lata, ale niczego nie zdążyła zapamiętać.
– Osoby niewidome od urodzenia nie mają poczucia straty, bo nie doświadczyły, nie widziały. Ja odczuwam tę stratę. Trudno to wyjaśnić. Jakby mój mózg przez dwa lata coś zarejestrował – mówi cicho. Ma delikatny i ciepły głos.
Od zawsze tęskni za widokiem człowieka, z którym rozmawia. Chciałaby widzieć: czy na nią patrzy, jaką ma minę, czy gestykuluje. Może miałaby mniejszą tremę, gdyby widziała, czy tłum, do którego przemawia, jakoś reaguje. Siebie chciałaby zobaczyć.
Tęskni za widokiem zachodu słońca, chmur, nieba.
Tęskni za widokiem kolorów. Chciałaby wiedzieć, jak wygląda niebieski czy fioletowy. Czy fiolet – jak sobie go wyobraża – faktycznie ma fakturę aksamitu, jest relaksujący, wchodzi w głębie, duchowość.
Tęskni za czymś, czego nigdy nie widziała.
Chore oczy
Wakacje u babci. Ewa ma dwa lata, jest zdrowym dzieckiem. Rodzice wracają z podróży. Matka od razu zauważa, że coś z Ewunią nie tak: jakby miała oczopląs, jakby wodziła za czymś wzrokiem i nie mogła tego dojrzeć.
– Nie wiadomo, czy w tym czasie coś się wydarzyło. Różne były hipotezy – powtarza, co po latach usłyszała od rodziny.
Jeżdżą po lekarzach w całej Polsce. Kolejni specjaliści w białych kitlach rozkładają ręce. To zanik nerwu wzrokowego. Pod gałkę oczną podają jej zastrzyki wzmacniające. Ale na nic to. W ciągu miesiąca traci wzrok.
Zamyka się w sobie. Przestaje cokolwiek mówić przy obcych. Ma sześć lat, kiedy trafia do szkoły specjalnej z internatem. Chorowita jest. Kończy się szpitalem i długim zwolnieniem. Ale do szkoły musi wrócić. Wreszcie jakoś się oswaja. Nie ma stamtąd samych koszmarnych wspomnień.
Marzy, żeby być lekarzem, zostaje masażystką.
Szkoła
Te schody ze snów, po których Ewunia tak się próbuje wspinać, są w budynku szkoły podstawowej. Stary, poniemiecki gmach z wieloma zakamarkami, owiany strasznymi legendami. Trochę przerażający dla małej dziewczynki. Może dlatego dorosła Ewa często wraca w snach do szkoły.
– Nie widzę budynku, ale wiem, że się po nim poruszam. Nie muszę niczego dotykać, wiem, gdzie jestem. Idę korytarzem. Mijam klasy, piwnice, warsztaty. Chodzę po zakamarkach. Czasami jestem w klasie, w której miałam lekcje – opisuje.
Słyszy dzwonek, czuje zapach obiadu, który właśnie pichcą w stołówce. I niepokój. Bo tam są już inni ludzie. Inne dźwięki.
– Jak śnią mi się ludzie, to wiadomo – bez twarzy, bez sylwetki. Słyszę ich głosy, odczuwam zapach. Po prostu wiem, że są obok. Nie muszę ich dotykać. To trochę tak jak na jawie – tłumaczy.
Trumna
Był czas, kiedy męczyły ją sny o zmarłych. To były prawdziwe koszmary.
– Śniło mi się, że ktoś leży w moim pokoju w trumnie. Albo że ktoś mnie zamknął z nieboszczykiem. Nie dotykam tej trumny, ale wiem, że ona tam jest. I że stoi w moim pokoju. Zawsze bałam się zmarłych – głos jej drży. Te sny odeszły.
Pojawiły się przyjemniejsze. Ewa jest na plaży nad Bałtykiem.
Idzie po ciepłym piasku w kierunku zachodnim.
Słyszy fale, mewy. Jest sama. Cisza absolutna. Żadnych ludzi. Tak jej dobrze. Taki spokój. Idzie wolna i szczęśliwa.
Ale z każdym krokiem narasta niepokój. Bo jak coś się stanie, to kto jej pomoże? Przecież plaża pusta. A ona sobie z takim żywiołem może nie poradzić.
Wielka dziura
Idzie z białą laską. Patrzy na siebie jakby z boku. Czyimiś
oczami.
Płyty chodnikowe się rozstępują. Ziemia otwiera swoją paszczę
jak lew. Pod nogami widzi wielką dziurę, wyrwę.
Wie, że zaraz spadnie. Czy coś z niego zostanie?
Budzi się przerażony. Upocił się. Zrzuca z siebie kołdrę
i cały ciężar tej nocy. Już dobrze, to był tylko zły sen. Ten,
który wraca do niego od lat. Jedyny, w którym jest osobą
niewidomą.
Tomasz ma 48 lat, nie widzi od 17. To nie było dla niego żadne
zaskoczenie. Wiedział, że straci wzrok – miał jaskrę. Operacja
się nie udała i nastąpił zanik jednego oka. Kiedy drugie zaczęło
szwankować, żadna klinika nie chciała podjąć się leczenia.
"Panie Tomku, pan ten wzrok straci, ale my nie będziemy się
za to zabierać, żeby nic nie pogorszyć" – usłyszał.
Przetrawił to i powoli zaczął układać nowe życie: przez
internet poznał żonę, znalazł pracę (jako copywriter). Po
godzinach pisze powieści. Słowem maluje obrazy.
Bez twarzy
Przez 23 lata zdążył się napatrzeć na świat: zieleń drzew, burzowe niebo, spokojne morze, tęczę. Widział uśmiechy bliskich, ich oczy, dłonie. Nasycił się. Zapamiętał.
I to wszystko wraca do niego w snach. – Pojawiają się kolorowe obrazy. Te, które pozostały gdzieś w mózgu. Jeśli śnią mi się osoby, które realnie widziałem, to widzę ich twarze. Ale z tego czasu, kiedy tych ludzi zapamiętałem – opowiada Tomasz.
Jego matka ma 80 lat, ale śni mu się jako 60-latka. Widzi jej oczy, włosy, sylwetkę. Ale żona, którą poznał 20 lat temu, już jako osoba niewidoma, w snach nie ma twarzy. Słyszy jej głos, czuje zapach perfum, skóry pachnącej słońcem, ale nie może jej zobaczyć.
W snach Tomasz widzi za to twarze bohaterów swoich książek. Ostatnio kończył powieść, w której morze odgrywało ważną rolę. I od razu sen: para siedzi nad wodą i rozmawia. Są dokładnie tacy, jak na kartach książki: kobieta – blondynka średniego wzrostu, pociągła twarz. Mężczyzna – wysoki szatyn.
– Te sny pojawiają się, kiedy utożsamiam się z bohaterami, których kreuję – zauważył. Czasami wątki ze snów wrzuca do powieści.
Bardzo lubi śnić, nawet jeśli są to koszmary.
– To mi przypomina świat z czasów, kiedy widziałem. Ale i uświadamia, że to świat, którego już nigdy nie będzie. To senny powrót do scen, których oczami nigdy już nie zobaczę – mówi bez żalu.
Nie tęskni. Wie, że trzeba było się pogodzić, żeby iść dalej.
Ocalić
Musi go uratować, tego Żyda urodzonego w Polsce. Tego, który był jej przewodnikiem po Izraelu. Bardzo się przejął, że nie widzi od urodzenia. I nieba chciał jej przychylić. Każdego przelatującego ptaka dokładnie opisywał.
Zaczyna się Holocaust. Jakoś musi go uratować. Idzie z matką i ciotką. Szukają go. Bardzo dużo schodów. Strome. Nie widzi nic.
Musi wejść na górę. Boi się, że nie zdążą. Boi się, że zanim pokonają te wszystkie stopnie, to staruszek umrze.
Zakamarki. Musi pochylić głowę, bo schodzą do jakiejś piwnicy. Wreszcie się udaje. Mają go. Ulga.
Inny obraz: idzie do kogoś z wizytą, dom jednorodzinny, znowu niezliczona liczba schodów. Wspina się pod górę. Nie może dojść. Jest. I czuje, że przed nią podwójne drzwi. Chce zadzwonić, budzi się.
– To jest symboliczne: moje życie jest wspinaczką, do celu nie idę od razu. Moja droga przez edukację była trudniejsza. Mam pewne ograniczenia. Żeby być na równi z osobami sprawnymi, musiałam pracować podwójnie – mówi Katarzyna, drobna brunetka z gęstą czupryną loków.
Przyjaciółka
1980 rok. Kasia rodzi się o dwa miesiące za wcześnie. Jej małe ciałko leży w inkubatorze. Później się okaże, że dostała za dużo tlenu, dlatego straci wzrok. Nigdy niczego nie zobaczy. Nie będzie miała nawet poczucia światła.
– Nie wiem, jak to jest patrzeć na kolory, bo nigdy ich nie widziałam. Nie wiem, co to znaczy zobaczyć tęczę, bo nigdy jej nie widziałam. Wiem, co tęcza może symbolizować, ale to wiedza literacka, od osób widzących. Odczuwam smutek, że nie mogę pewnych rzeczy podziwiać. Wiele razy się zastanawiałam, jak to jest widzieć – wzrusza się.
Rodzina Kasi przeprowadza się ze Świnoujścia do Wrocławia. Będzie tu chodziła do szkoły dla niewidomych. I tak będzie jej trudno, ale ominie ją chociaż internat. W domu zawsze będą czekać kochający rodzice.
W ósmej klasie poślą ją do szkoły integracyjnej. Strach, czy sobie poradzi. "Nazywam się Roksana i bardzo chętnie się z tobą zaprzyjaźnię" – słyszy od jakiejś dziewczynki w klasie.
Jest przeszczęśliwa.
W nocy śni jej się Roksana: idą pod ramię, koleżanka wydaje jej się bardzo wysoka i szczupła. Słyszy barwę jej głosu, pamięta kształt dłoni. Wyczuwa, że na obu rękach ma zegarki. Zaprzyjaźnią się.
Wiśniowy tort i miękka trawa
Ktoś przygrywa na fortepianie. Lecą przedwojenne piosenki. Teraz "Umówiłem się z nią na 9.".
Kasia siedzi w knajpie i popija gorącą czekoladę. Zajada tort z masą budyniową i wiśniami. Przyjemnie. Jak na jawie: czuje smak, słyszy dźwięk. Nie widzi żadnego obrazu, ale i tak jest w siódmym niebie.
Docenia ten sen, kocha muzykę. Oprócz dwóch kierunków studiów skończyła szkołę muzyczną (klasa gitary) i często w snach słyszy ulubione melodie.
Bliska jest jej też natura. Często śni jej się, że siedzi w jakichś krzakach. Szelest liści, śpiew ptaków. Trawa miękka. Od dziecka lubiła chodzić po niej boso. Dotyka kwiatów, które dopiero rozwijają się z pąków. Są takie delikatne, kruche. Tak samo jak ona.
Morze szumi, piękna pogoda. Tak ciepło. Stoi na brzegu. Wzbiera wielka fala. Czuje, że nadciąga, zalewa ją prawie całą. Woda spływa po twarzy.
Strach, że ją zabierze.
Oddala się.
– Często mam takie niepokojące sny. One są odzwierciedleniem tego, co było. Wiele razy słyszałam: "Jak tego nie zrobisz sama, to zginiesz". Panie pedagog tak mówiły – opowiada.
Obraz córki
Rezolutna i śliczna dziewczynka. Szatynka, duże niebieskie oczy, mały nosek, lekko zadarty. Wystające kości policzkowe, ale nie sterczące. Raczej takie "bułeczki". Smukłe paluszki u dłoni. Długie nóżki. Laleczka.
Bawią się, potem gdzieś jadą. Radość, miłość. Widzi kolor, obraz. Tak Tomkowi śni się córka. Urodziła się, jak już nie widział. Śmieje się, że dobrze ją sobie "obrajlował". Jej obraz utkał też z opowieści innych, zapożyczył z innych twarzy.
W snach widzi to, co zdążył poznać, zanim jako 30-latek stracił wzrok – przez zanik nerwów. Przestał widzieć w pół roku. Załamał się. Przez miesiąc nie wstawał z łóżka. Nie mył się.
Wreszcie zaczął sobie tłumaczyć: "Chłopie, ty tylko nie widzisz, normalnie kiedyś żyłeś". Wziął się za siebie, wyszedł z domu.
– Wtedy jeszcze żyła moja mama. Chciałem pojechać autobusem do Polskiego Związku Niewidomych na drugi koniec miasta. Nie chciała mnie puścić. Ale uparłem się. Mama za mną, obserwowała mnie. Po jakimś czasie powiedziała: "Tomek, jak widziałam, jaką masz w sobie determinację, to wiedziałam, że dasz sobie radę" – przeprasza, że się wzruszył.
I dał sobie radę: znalazł pracę, żonę i doczekał się córki. – Nie zastanawiam się, co straciłem, ale co zyskałem – mówi.
Archiwum życia
– Ze mną można porozmawiać o kolorach, przestrzeniach, co dla osób, które nigdy nie widziały, jest abstrakcją. Taki człowiek jest w stanie dotknąć budynku, ale nie wejdzie na samą górę. Dotknie drzewa, ale nie stworzy z tego obrazu lasu – cierpliwie tłumaczy.
Tomek w snach widzi różne obrazy: wizerunek ludzi, których poznał, dopasowuje do głosu tych, których nie widział.
– Jest tak, jakby mój mózg brak wzroku uzupełniał sobie materiałami ściągniętymi z archiwum mojego życia. Wkleja, przekleja. Dobiera sobie sylwetki osób, które widziałem do głosów osób, których nigdy nie widziałem. Te postaci mogą się przewijać w moich snach w różnych konfiguracjach – mówi.
On też pojawia się w swoich snach: – Biorę w nich udział, ale jakby to było w grze. Widzę, co się dzieje. Jeśli uczestniczę w śnie fizycznie, to zawsze stoję plecami. Mój mózg nie szuka, jak teraz wyglądam, wyświetla mnie z tamtych czasów.
Pilot myśliwca
Dźwięk silnika, strzępki rozmowy.
Sprzęgło, gaz, hamulec. Wciska je czubkiem stopy.
Buch świeżego powietrza z klimatyzacji miesza się z zapachem nowości auta. Przyjemny chłód roznosi po całym samochodzie woń plastiku i skóry.
Mateusz jest dumny – to jego auto i to nie byle jakie – bogata edycja. Automat, bo nie ogarnąłby zmiany biegów.
Wszystkich chce nim wozić.
Teraz jedzie za tirem – czuje przed sobą duży samochód. Nie wyprzedza, chociaż wie, jak to robić. Parkuje elegancko. Nic nie zarysował.
W snach Mateusz często jest w drodze. Od dziecka kręci go motoryzacja, zwłaszcza żużel, chociaż nigdy nie prowadził auta czy motocykla. – W tych snach nie ma ograniczeń. Mogę przewidywać przyszłość. Mogę poruszać się swobodnie. Ale przykre jest, że w prawdziwym życiu nigdzie nie mogę pojechać sam. Może jeszcze kiedyś zostanę pilotem myśliwca – śmieje się.
Niewidoczny narrator
W jego snach jest jak w grze: on jest niewidocznym narratorem, postacią główną, przewodnikiem, który steruje całą operacją. Wszystko bardzo realistyczne, ale zero obrazu.
– Czasami dopiero po obudzeniu ogarniam, że spałem. Raz śniła mi się nieżyjąca babcia. To znaczy słyszałem jej głos, czułem zapach. Jak żywa. I jak się obudziłem, to byłem trochę przerażony – mówi.
Czuje dotyk, zapach, emocje, słyszy rozmowy. Zawsze wie, gdzie jest: – W grach mapy też są z góry wgrane. Nie mam za bardzo wpływu na to gdzie się znajduję. Jestem jakby automatycznie prowadzony. Słyszę dźwięki, dotykam powierzchni mijanych budynków. Dobiegają odgłosy miasta czy rozmowy przechodniów.
Ciepły ocean
Woda jest spokojna, ciepła. Zanurza się w niej. Ma czas, nigdzie się nie spieszy. Nic nie musi. Słońce praży. Słychać gwar plaży, ale on jest daleko od tamtych ludzi, problemów. Utrzymuje się na wodzie. Wie, że nie może się utopić. Czuje się bezpieczny. Leniwie dryfuje.
– To bardzo przyjemny sen o kąpieli w ciepłym oceanie. Do tej pory pływałem tylko w zimnym Bałtyku. Planowaliśmy wakacje w ciepłych krajach, ale pandemia wszystko pokrzyżowała – rzuca.
W innym śnie grają w goalball. Mateusz dostaje piłkę. Chce wziąć rozbieg, rzucić mocno. Ale przewraca się. Próbuje się rozpędzić, w rękach ciąży piłka. Upada. Nie może nawet zrobić wymachu.
– Nie wiedziałem, co się działo z moim ciałem. Mimo że był to tylko sen, to przejmowałem się fabułą. Zawsze chcę dokończyć sen, tak jak w prawdziwym życiu: nie chcę upaść, nie chcę rzucić się pod pociąg, tylko przetrwać.
Znów widzę
Mruga oczami. Boże, mruga oczami. Czy to znaczy, że znów zaczyna widzieć?
Wita się z ludźmi, których zna tylko ze słyszenia. Twarze, oczy. Normalnie, jak kiedyś. Taka jest szczęśliwa. Kolory intensywne, trawa zielona, soczysta, świeża.
– Jejku, jak miło się poznać. Znowu. Jak dobrze cię zobaczyć – mówi znajomym z psychologii, którą właśnie zaczęła studiować.
Pod skórą czuje dziwny niepokój. "Jezus" – dochodzi do niej powoli, że to może być tylko sen. Z nadzieją i przerażeniem otwiera oczy.
Nic się nie zmieniło. Nie widzi już czwarty rok. – Budzę się i nie czuję żalu, ale tęsknię. Dlatego wolę spać. Nie mogę się doczekać, kiedy będę miała następny sen – ekscytuje się.
Ręce myszki miki
Za dużo w jej życiu było stresu. Za mało czasu, żeby zająć się sobą. Ciągle czyjaś choroba była ważniejsza. Trzeba było kogoś ciągnąć za uszy. Ewa wiedziała, że coś złego się z nią dzieje. Ręce jej puchły. Wyglądały jak białe rękawice myszki miki.
Reumatoidalne zapalenie stawów najpierw zaatakowało ręce, później rogówki. Po pół roku było już po wszystkim. Straciła wzrok. Zostało niewiele – poczucie światła. Intensywne kolory – czerwony czy pomarańczowy są plamami, reszty nie ma.
– Nie mogę zrobić przeszczepu, bo reumatyzm ma to do siebie, że tkanki źle się goją po skaleczeniu. A jeżeli oko po przeszczepie się nie zagoi, to oni je usuwają. Nie chcę ryzykować – mówi.
Uczy się życia na nowo. Jakoś musi ogarnąć orientację przestrzenną, chociaż od zawsze wszędzie się gubi. Miała problem, żeby wziąć do ręki białą laskę. Wiedziała, że to przyznanie się przed samą sobą: nie widzisz, twoje dotychczasowe życie się skończyło.
Wzięła w garść aluminiową laskę i poszła na studia. Chce być traumatologiem. – Będę pomagać takim ludziom, którzy swoją niezależność utracili w dorosłym wieku – dorzuca. Do dziś Ewa nie może się z tym pogodzić. Czasami czuje się jak trzylatka. Nawet do toalety w teatrze musi iść z obstawą.
Ciemność
Ewa nigdy nie pamiętała snów. Jakoś specjalnie na nie nie czekała. Odkąd jej świat zrobił się czarną plamą z kilkoma przebłyskami koloru, uwielbia śnić. Może znów zobaczyć trawę, słońce, twarze bliskich.
– Tak dużo radości mi to daje. To ważny element mojego życia. Mózg sobie układa tę swoją rzeczywistość – mówi.
Schody z kamieni. Popielate, otoczaki płaskie. Zielona trawa. Dużo jasnego drewna, żółtego, beżu. Kolory takie, jakie Ewa lubi najbardziej. Idzie po tych schodach. Ale nie wie, kto na nią czeka na górze. Patrzy pod nogi. Te schody często się przewijają.
W innym śnie widzi drewniane krzesło. Ale wie, że sama go nie znajdzie, bo od czterech lat jest osobą ociemniałą.
Mówi do kogoś: "Chciałabym usiąść, ale nie widzę, więc podprowadź mnie do jakiegoś wolnego krzesła".
– Trochę jest tak jakby mój mózg zdawał sobie sprawę z tego, że nie widzę. Ale nie przyjmował tego do wiadomości. Moje oczy widzą w tych snach przedmioty, które poznałam. Ale wiem, że sama nie mogę się poruszać, bo już jestem niewidoma – obrazowo opisuje.
Ewa mówi, że jest szczęściarą, bo ma rodzinę, pracę, może się uczyć. Ale gdyby udało jej się odzyskać wzrok, to bardziej mogłaby pomagać innym.
– Na razie będę pracować w telefonie zaufania, a gdybym odzyskała wzrok, to mogłabym pracować w hospicjach – rzuca.
Cały czas ma nadzieję, że życie jeszcze ją zaskoczy: – Na razie mój lekarz operuje świnie. Mówi, że świńskie oko jest bardzo podobne do ludzkiego. Taka operacja mogłaby i mi pomóc. I obserwuję. Myślę, że potrzebują jakichś dwóch lat. Czyli dokładnie tyle, ile będę czekała na psa przewodnika. Może nie będzie mi już potrzebny.